Archiwum
- Index
- Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom III Śladami Tecumseha
- carlton mellick iii satan burger
- Wprowadzenie do HTML5. Autorytety Informatyki Fragmenty
- Bok Hannes Statek czarnoksi晜źnika
- Roberts Nora Przerwana gra(1)
- Aleksander Dumas D Artagnan
- Julio Cortazar Rayuela
- Baum, L Frank Oz 30 Captain Salt in Oz
- Christine Young [Highland 01] Highland Honor (pdf)
- 234. Gordon Abigail Partnerzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właśnie się z nią działo, czyż nie? Słyszała głosy, gadała o demonach krwi i śmierci.
Ostatnimi czasy nagle jej się pogorszyło i po raz pierwszy Lea zastanawiała się, co się
z nią stanie, gdy matka nie będzie już mogła się nią opiekować. Nie znała ojca. Gillian
nigdy nie chciała o nim rozmawiać. Z tego, co Lea wiedziała, nigdy nie miała ojca,
żaden krewny nigdy nie przyjechał odwiedzić ich w Kaldeum. Zresztą równie niewiele
wiedziała o tym, skąd pochodziła, miała zaledwie świadomość, że w życiu jej matki
wydarzyła się tragedia, która zmusiła je obie do wędrówki przez wiele kilometrów,
opuszczenia miejsca, w którym kiedyś mieszkały, i osiedlenia się tutaj, gdzie były
samotne i pozbawione wszelakich więzi. W głębi korytarza rozległo się skrzypnięcie.
W szczelinie pod drzwiami pojawiło się światło, by zgasnąć chwilę pózniej, jakby ktoś
przechodził, trzymając w dłoniach lampę. Lea wstała i cichutko przyłożyła ucho do
drzwi. Matka kłóciła się sama ze sobą ochrypłym szeptem, który stopniowo przybierał
na sile, skrzypnięcia podłogi pod jej stopami stawały się coraz szybsze, w miarę jak
krążyła niespokojnie w tę i z powrotem. I znów Lea poczuła, jak coś wzbiera i w niej, i
poza nią, trzeszcząca energia tak przerażająca, że dziewczynka niemal nie była w
stanie oddychać. Odpełzła od drzwi, wspięła się na wąskie łóżko i podciągnąwszy
kolana pod brodę, zaczęła kołysać się w przód i w tył.
35
Gillian zakrzyczała cienko po drugiej stronie drzwi. Dzwięk zdał się nienaturalnie
głośny w spowitym ciszą domu. Cichy zwierzęcy niemal skowyt wyrwał się z ust Lei,
gdy usłyszała szczęk zasuwy. Drzwi otworzyły się z takim rozmachem, że uderzyły o
ścianę. Gillian stanęła w progu, oświetlona blaskiem trzymanej lampy. Chwiała się
lekko, odziana zaledwie w koszulę nocną, włosy miała potargane, spojrzenie
nawiedzone.
Podejdz tu, dziecko nakazała. Gdy Lea się nie poruszyła, głos Gillian stał się ostry
jak nóż: Musisz słuchać. Mówię do ciebie. Uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu
nie było ciepła. Lei wręcz wydało się, że matki wcale tam nie ma, jak gdyby pogrążyła
się w transie. Mamy coś ważnego do zrobienia.
Lea nie była pewna, co właściwie się stało. Gdy Gillian weszła do pokoju, świat nagle
się rozciągnął, wszystko stało się dalekie, a światło przygasło. Zupełnie jakby ktoś
inny przejął kontrolę nad zmysłami Lei.
Kiedy trochę oprzytomniała, stały już w korytarzu, spocona ręka matki spoczywała na
ramieniu dziewczynki, popychając ją naprzód do drzwi, skąd dobiegło pukanie. Ale
Lea nie była pewna, czy to rzeczywisty dzwięk, czy tylko dudni jej w uszach.
Gillian zatrzymała się w pół kroku, twarz miała nieprzytomną i udręczoną. Resztki
ognia zasyczały cicho iskrami, gdy pękła dopalająca się kłoda. Płomień lampy rzucał
na szare ściany dziko roztańczone cienie.
Pukanie rozległo się ponownie, tym razem głośniej. Gillian westchnęła głęboko, jej
dłoń zsunęła się z ramienia małej, ciało rozluzniło się, niemal zwiotczało, jakby dało
ujście czemuś, co jeszcze przed chwilą ze wszystkich sił starała się powstrzymać.
Jakakolwiek ciemność pętała je obie, więzy Gillian zostały właśnie zerwane.
Pózno mruknęła Gillian. Któż to może być? Jej spojrzenie zatrzymało się na
twarzyczce Lei, na drżących ramionkach. Co się z tobą dzieje? Dlaczego nie jesteś w
łóżku? Nastaw wody, a ja otworzę.
Postawiła lampę na stole i otuliła szlafrokiem chude ramiona.
Lea nawet nie drgnęła, jej małe stopy wrosły w podłogę, patrzyła w napięciu, jak
matka sięga do klamki, jak otwiera drzwi.
W progu stał starzec w szarej tunice z kapturem, białe włosy i długa broda dawno już
nie widziały grzebienia, z ramienia zwisała stara wypchana torba. Przez chwilę Lea
myślała, że to ten zwariowany żebrak z targu, ale zaraz zrozumiała, że ten mężczyzna
był całkiem inny. Odzienie miał dziwne, wydawało się, że dzwiga ogromny ciężar, ale
twarz, choć wiekowa, była miła, a oczy lśniły jak gwiazdki w cieniu brwi.
Gillian powiedział na powitanie wybacz, że zjawiam się tak pózno, ale od wielu
dni jestem w drodze i nie chciałem już zwlekać.
36
Matka Lei stała jak skamieniała, chyba nawet przestała oddychać. Jej dłoń wolno
powędrowała do ust.
Deckard? Deckard Cain? To naprawdÄ™ ty?
Stary uśmiechnął się.
Tak sądzę, aczkolwiek rozumiem, że pył z drogi nieco utrudnia rozpoznanie.
Przeniósł spojrzenie na Leę. Minęło wiele czasu. Zastanawiam się, czy mógłbym
wejść?
Gillian milczała, jak gdyby szukała właściwej odpowiedzi na to pytanie.
Wpuść go, prosiła w duchu Lea, błagam, choć właściwie sama nie wiedziała dlaczego.
Było coś w tym człowieku, coś, co niosło poczucie spokoju. A Lea za nic nie
chciałaby zostać teraz sam na sam z matką.
Oczywiście. Gillian wreszcie odsunęła się na bok. Nie wiem... gdzie ja mam
rozum.
Mężczyzna położył dłoń na jej ramieniu.
Dziękuję powiedział. Mamy sporo spraw do omówienia, prawda?
Skinęła głową. Spojrzeli na siebie i Lea odniosła wrażenie, że rozumieją się bez słów.
Stary przekroczył próg, a Gillian zamknęła za nim cicho drzwi, zostawiając za
progiem noc i to, co mogło czaić się w mroku.
37
CZTERY
Dom Gillian, Kaldeum
Deckard Cain wszedł do ubogiego domostwa, spojrzał po wyblakłych ścianach,
podrapanym i wyszczerbionym na brzegach stole, brudnym palenisku i poczuł ciężar
w piersi. Zaklęcie ochronne, które Adria nałożyła na dom i jego mieszkańców, wciąż
doskonale się sprawdzało odnalazł je, ponieważ dobrze wiedział, gdzie szukać. Ale
wewnątrz wszystko nosiło ślady nadmiernego zużycia. W powietrzu dawało się
wyczuć wyrazne napięcie.
Do Kaldeum przywiodło go to, co wydarzyło się wśród ruin, ale nie był to jedyny
powód. Przybył tu w imię dawnej przyjazni i złożonej obietnicy, ufny, że zastanie
wszystko w jak najlepszym porządku. Jednak Gillian nie była tą samą kobietą, którą
zostawił tu kilka lat wcześniej. Postarzała się o wiele bardziej, niż wynikałoby to z
upływu czasu. Dawniej młoda, smukła i piękna, śmiała się tak zarazliwie, że nie
sposób było się oprzeć. Teraz przytyła, jej ciało obrzmiało i zrobiło się miękkie, włosy
posiwiały, stały się łamliwe jak wysuszona trawa. Cain widział ciemne podkowy pod
oczyma i wyczuwał tę specyficzną aurę zaniedbania, jakby kobiecie z trudem udawało
się pamiętać, by się o siebie zatroszczyć. Nie powinien być zaskoczony, biorąc pod
uwagę to, co przytrafiło jej się w Tristram. Co przytrafiło się im wszystkim. Ale
Deckard, który czerpał nauki z ksiąg horadrimów, lepiej wiedział, jak walczyć z
szaleństwem, podczas gdy tych kilkoro pozostałych, którym udało się przetrwać rzez
demonów, pozostało bezbronnych, złamanych i zagubionych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]