Archiwum
- Index
- Blake Jennifer Bramy raju
- Jennifer L. Armentrout Onyx tom 2
- Jennifer Taylor Rywalka
- Jennifer Fulton Chance
- Greene Jennifer Zapach lawendy 03 Szalenstwo chwili
- 042. Greene Jennifer Sokolnik
- C Anderson Poul Conan buntownik
- Wignall Kevin Na kogo wypadnie
- John Norman Gor 07 Captive of Gor
- 162. Schuler Candace Przeszlosc nie umiera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sekretów.
- O Bo\e! Tylko niech pan jej tego nie mówi.
Mama po prostu potrzebuje opieki. Tak mi siÄ™ przynaj
mniej wydaje.
Cooper poło\ył rękę na sercu.
- Będę milczał jak grób.
Matt spuścił głowę, jakby coś go dręczyło. Zapo-
mniał nawet o wielkiej puszce, spoczywającej u jego stóp.
- Tak, chłopcze? Chciałbyś mi coś powiedzieć?
- Ee... Powinien pan wiedzieć, \e ee... nie miałbym
nic przeciwko, gdyby pan i mama ee...
- Co takiego?
- No, gdybyście się spotykali co jakiś czas. Mog-
libyście się gdzieś wybrać. Mama nie była w kinie od
śmierci ojca. To mnie niepokoi. Czasami doskonale ją
rozumiałem. Kręciło się koło niej sporo ró\nych ty-
pów. Chocia\ podrywali ją te\ zupełnie fajni faceci.
Ale ona nawet nie starała się ich lepiej poznać. Od razu
mówiła, \eby szli do diabła.
Matt poczuł, \e znowu się zagalopował. Zaczerwie-
nił się trochę, ale nie miał wyboru. Musiał skończyć to,
co zaczÄ…Å‚.
- Chciałem tylko powiedzieć, \e z panem mogłoby
być inaczej - powiedział bez zająknienia.
, Trudno było o większą bezpośredniość. Cooper od
razu zrozumiał, \e ma pozwolenie na to, \eby cho-
dzić" z Priscillą. Co więcej, wyglądało na to, \e wszy-
scy w miasteczku uwa\ają, \e są wspaniałą parą. Joel-
la, \ujący tabakę cieśla, Spence Dawson z apteki, Babę
0'Connell z przydro\nej restauracji, a nawet sam wie-
48 RUCHOME PIASKI
lebny Wilson, który po nabo\eństwie często powtarzał:
Cieszę się, \e tak przyzwoity człowiek jest sąsiadem
mojej córki".
Całe Bayville \yło perspektywą nowego związku.
Rozczarują się, pomyślał Cooper, który nie lubił się
afiszować ze swoimi uczuciami.
Nie mógł jednak zaprzeczyć, \e miał ochotę na
spotkania z Priscillą. Robił sobie wyrzuty z powodu
wieczoru na werandzie, gdy\ sądził, nie bez racji, \e
właśnie to ją wystraszyło.
Jednak wówczas wszystko wydawało się takie pros-
te i naturalne. Chyba nigdy nie rozmawiał tak szczerze
z kobietą. Co więcej - wiedział, \e Priss go słucha i
rozumie. A pózniej, kiedy stracił głowę i zaczął ją
całować, mógłby przysiąc, \e widział mgiełkę po\ąda-
nia równie\ i w jej oczach. Co mogło przestraszyć
Priscillę? Czy\by nie chciała się ju\ z nikim wiązać? A
mo\e bała się nowego związku i tego, co mo\e zeń
wyniknąć?
Cooper nie znał odpowiedzi na te pytania. Nie sądził
te\, by dane mu było je poznać. Chyba po prostu nie
potrafił radzić sobie z kobietami. Gdyby wykazał
trochę opanowania i nie zachowywał się jak słoń w
składzie porcelany, być mo\e udałoby mu się ocalić
swoje mał\eństwo.
Nagle przypomniał sobie, \e przyjechał do Bayville
z postanowieniem niewiÄ…zania siÄ™ z \adnÄ… kobietÄ….
Gdyby w jakiś sposób skrzywdził Priss, nigdy by sobie
tego nie darował.
Westchnął cię\ko i zaczął pomagać Mattowi, który
chciał poło\yć puszkę na wózku. Gdyby tylko udało
mu się wymazać Priscillę z pamięci!
ROZDZIAA CZWARTY
Zrodowe wieczory od niepamiętnych czasów były
zarezerwowane wyłącznie dla dziewcząt". Mę\owie i
dzieci musieli zniknąć z horyzontu, a na stołach
pojawiało się niezdrowe i tuczące, ale za to smaczne
jedzenie.
Priscilla spotykała się zwykle z czterema innymi
paniami, ale poniewa\ dwie nauczycielki wyjechały na
wakacje, a trzecia, uczÄ…ca wuefu, na zawody sportowe,
została tylko Marge. Nie miała jednak nic przeciwko
temu. Równie\ panujący od paru dni upał zupełnie jej
nie przeszkadzał. Cieszyło ją to, \e przez parę godzin
nie będzie myślała o Cooperze.
Marge pojawiła się koło godziny siódmej. Ju\ z da-
leka rzucała się w oczy wielka torba z zakupami, którą
niosła przed sobą. Priscilla wybiegła jej na spotkanie, a
kole\anka od razu zaczęła gadać, jakby chcąc zre-
kompensować w ten sposób brak pozostałych kobiet.
Priss mogła nareszcie odetchnąć z ulgą.
Po godzinie rozejrzała się po swojej kuchni i cbyba po
raz pierwszy uśmiechnęła się na widok brudnych naczyń,
sztućców i narzędzi kuchennych. Wciągnęła w nozdrza
zdradliwą woń waniliowego kremu, adwokata i czekolady.
- Dobra robota - stwierdziła.
Marge pokręciła z dezaprobatą głową.
- Sama nie wiem, dlaczego dałam się na to namó
wić - stwierdziła. - Jest przecie\ trzydzieści kilka
stopni w cieniu. Czy nie uwa\asz, \e to szaleństwo
włączać w takich warunkach piekarnik?
50 RUCHOME PIASKI
- Hej, nie staraj się zwalić na mnie winy! Sama
mówiłaś, \e masz ochotę na coś słodkiego i tuczącego.
Zresztą to ty przyniosłaś większość produktów. Nie
które z nich są jeszcze na tobie. - Priscilla nie kryta
swego oburzenia. Wskazała gestem stół, na którym
le\ały resztki ingrediencji, a tak\e luzną koszulkę
i szorty Marge.
Wzrok kole\anki powędrował za jej dłonią. Marge
przez chwilę przyglądała się kuchennemu polu bitwy,
następnie własnemu przyodziewkowi, a potem zaczęła
się śmiać. W niczym nie przypominała teraz dyrektorki
w okularach z drucianymi oprawkami, tak zasadniczej i
apodyktycznej w kontaktach z pracownikami.
Marge śmiała się nadal. Co więcej, wyciągnęła pa-
lec w kierunku Priscilli.
- Myślisz, \e jesteś lepsza? - spytała.
Priss spojrzała na swoją jasną bluzkę, której wzorek
mieszał się z plamami po kremie i czekoladzie.
- O Bo\e! - jęknęła. - Zaraz ją upiorę. Będziemy
chyba musiały wziąć prysznic.
- Daj spokój głupstwom - powiedziała kole\anka.
- Zaraz wstawiÄ™ ciasto do piekarnika i zmykamy,
\ebyśmy i my się tu nie upiekły.
Marge wsunęła blachę do rozgrzanego piekarnika,
zamknęła go i odskoczyła o dobre półtora metra. Pris-
cilla zaczęła zbierać talerze, które zamierzała wstawić
do zlewu.
- Widziałaś ostatnio Lainie? - spytała Marge.
- Zrobiła sobie trwałą, jak tylko usłyszała, \e Cooper
wrócił. Oczywiście trudno będzie jej się pozbyć dodat
kowych kilogramów. Czy sądzisz, \e jej mą\ wie
o tym, \e była szkolną sympatią Coopera?
Szczęknęły talerze. Tylko spokojnie, upominała sie-
bie w duchu Priscilla. To jeszcze nie znaczy, \e bÄ™-
dziemy teraz rozmawiać o Cooperze.
- Przecie\ opowiadała o tym wszystkim dziewczy-
RUCHOME PIASKI 51
nom. Zwłaszcza w szatni - dodała ze ściśniętym gard-
łem.
- Tak tylko pewnie gadała - stwierdziła Marge,
wycierając brudną ręką pot z czoła. - Zdaje się, \e
bardzo jej na Coopie zale\ało. Do tej pory nie mo\e
o nim zapomnieć. Du\o bym dała, \eby zobaczyć ich
spotkanie. Zało\ę się, \e Maitland jej nawet nie pozna.
- Pozna - stwierdziła sucho Priscilla.
Marge uśmiechnęła się.
- NaprawdÄ™ tak sÄ…dzisz?
A czemu miałby jej nie poznać? Przecie\ znał ją
dobrze. A\ za dobrze jak na szkołę średnią. Teraz
wrócił bogatszy o nowe erotyczne doświadczenia. Na-
wet ją, wdowę, potrafił wytrącić z równowagi. Dobrze,
\e w porę zrozumiała, i\ grozi jej niebezpieczeństwo.
Tej nocy kiedy ją pocałował, pojęła, \e wkroczyła na
ruchome piaski. Teraz chodzi tylko o to, \eby o nim
zapomnieć. Och, gdyby Marge znalazła sobie jakiś
inny temat...
- Co się z tobą dzieje, Priss? - Głos przyjaciółki
dobiegał do niej jakby z daleka. - Pytałam cię przecie\
o Lainie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]