Archiwum
- Index
- Blake Jennifer Bramy raju
- Jennifer L. Armentrout Onyx tom 2
- Jennifer Taylor Rywalka
- Jennifer Fulton Chance
- Greene Jennifer Zapach lawendy 03 Szalenstwo chwili
- Greene Jennifer Ruchome piaski
- 385. Harlequin Romance Wentworth Sally Prawie jak w filmie
- Henryk Ryszard Żuchowski Słownik savoir vivre dla pani
- Carolyn Rosewood Haunted Heart [Etopia] (pdf)
- Hawkins Karen Talizman 02 Wyznania śÂ‚otra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpaczą. Z pewnością zbyt długo był na słońcu.
Zmysłową i odważną. Mało która kobieta odważyłaby się na samotną podróż na drugi
kontynent.
Boże, przecież to wszystko z powodu trzydziestych urodzin i przypływu chandry, z
odwagą nie miało to nic wspólnego, pomyślała.
Wszystko to opacznie zrozumiałeś.
Nie sądzę odparł i przesunął kciukiem po jej dolnej wardze. Myślę, że jesteś
bardziej odważna niż zdajesz sobie z tego sprawę.
Rand...
Tak. Jeśli chodzi o mężczyzn, jestem pewien, że wielu z nich płakało z pani powodu,
panno Merrick. Nie potrafię sobie wyobrazić mężczyzny niewrażliwego na twoją urodę.
Leigh nie mogła tego dłużej słuchać. Po prostu nie mogła. Rand tak wszystko pokręcił, że
wydawało się jej, iż zaraz zwariuje.
Dlatego ujęła go ramionami za szyję i przyciągnęła do siebie, blisko, tak aby mogła go
mocno przytulić. Przyciskała go z całych sił, bo nie wiedziała, co innego mogłaby uczynić. Po
chwili pocałowała go w usta, otwarcie, chciwie i namiętnie... do diabła, przecież i tak
zwariował i myślał, że to dla niej rzecz normalna.
Jej strategia odniosła błyskotliwy sukces. Rand zamilkł na dobre.
Nie przyciągał jej do siebie ani nie pogłębiał pocałunków. Po prostu był przy niej i dawał
jej ciepło, serdeczność i schronienie w swych silnych ramionach. Nie mogła się oprzeć
smakowi jego ust, zapachowi ciała, sile ramion. Ale gdy zdała sobie sprawę, że zapuściła się
na niebezpieczne wody, Rand uniósł głowę i oderwał usta od jej warg.
Uśmiechnął się do niej delikatnie i czule. To była nagroda wyłącznie za to, że była
kobietą. Pochylił się znowu i raz jeszcze ją pocałował, powoli i z rozwagą, jakby całował
największą świętość. Nie śpieszył się tak jak ona, całował ją czule i serdecznie. Taki
pocałunek mógł przekonać każdą kobietę, że jest słońcem i księżycem w życiu mężczyzny, że
jest dla niego bezcenna.
Leigh tłumaczyła mu przecież, że nie jest nikim wyjątkowym. Powtarzała mu to
wielokrotnie.
Próbowała mu to wyjaśnić. Przedtem jej ciemnooki sokolnik niewątpliwie miał ochotę
porozmawiać, ale teraz zmienił zdanie.
Gdzie ona się podziewa? zapytał po niemiecku Rand Frau Stehrer.
Czy oczekujesz, że będę wiedziała, którą ze swych licznych znajomych masz akurat na
myśli, Krieger? odpowiedziała Greta i automatycznie nalała mu kubek kawy. Usiądz na
chwilÄ™ i przeschnij trochÄ™.
Czy... Jednak Frau Stehrer nie pozwoliła mu dokończyć pytania.
Jak siÄ™ ma dziadek?
Dzisiaj w porzÄ…dku.
A Jannette? Jak ci się z nią układa?
Frau Stehrer miała na myśli czwartą gosposię, jaką mu poleciła. Theodor zdołał szybko
wystraszyć trzy poprzednie. Radził sobie z tym lepiej, niż Rand z wyszukiwaniem
następnych.
Na razie wszystko układa się bardzo dobrze. Zaproponowała nawet, że się wprowadzi
na stałe, to znaczy na pięć dni w tygodniu. Bardzo pani dziękuję za przysłanie jej do mnie.
Ale tymczasem...
W końcu Greta ulitowała się nad nim.
Ja, ja, ja. Wyszła jakąś godzinę temu, powiedziała chce kupić parę kartek pocztowych.
Poszła do mpersamu.
Danke Rand przełknął szybko resztę kawy, i ruszył w kierunku drzwi.
Czekaj.
Stanął w drzwiach i odwrócił się w kierunku Frau Stehrer.
Powiedziałam ci, że poszła do supersamu przypomniała Greta.
Słyszałem.
Supersam jest dwie przecznice stÄ…d.
Frau Stehrer, mieszkam tu już siedem lat i z pewnością wiem, gdzie jest supersam.
Rand jakoś się opanował i zachichotał cicho. Powiedziała jej pani, w jakim kierunku
powinna iść?
I to wyraznie.
I jak długo jej już nie ma?
Ponad godzinę. Bogu dzięki, że poszła pieszo. Greta przeżegnała się pobożnie.
Zbierało się na burzę, dlatego chciała wziąć wynajęty samochód. Czy widziałeś, jak ona
prowadzi? To doświadczenie może każdego utwierdzić w wierze. Lepiej powstrzymaj ją od
prowadzenia wozu poradziła.
Postaram się zapewnił Rand i bez wahania poszedł na wschód.
Po dwudziestu minutach poszukiwań wciąż nie mógł jej odnalezć. Z pewnością nie
kręciła się po ulicach. Hautberg opustoszał, wszyscy schronili się przed deszczem. Rand
zajrzał do paru sklepów po drodze. W sezonie narciarskim nikt nie był w stanie spamiętać
pojedynczych turystów, ale teraz, wiosną, w mieście nie było wielu gości. Jak domyślił się
Rand, wszyscy tubylcy znali już Leigh. Kilku sklepikarzy widziało ją przed kilkunastoma
minutami, tak że Rand dowiedział się przynajmniej, że poszedł we właściwym kierunku. Ale
to wszystko.
Chmury zupełnie zakryły niebo, było ciemno, ponuro i lał gęsty deszcz. Od czasu do
czasu ulicą przejeżdżał samochód rozpryskując wodę na wszystkie strony, zaś piesza
wędrówka wymagała starannego omijania głębokich kałuż. Rand miał na sobie ortalionową
kurtkę, ale nie stanowiła ona wystarczającej ochrony przed takim deszczem. Oczywiście mógł
wsiąść do samochodu, ale wtedy nigdy by jej nie odnalazł.
Zatrzymał się na rogu. Przez chwilę przyglądał się szyldom sklepowym i starał się
odgadnąć, dokąd mogła pójść. Zapewne w takie miejsce, gdzie, według niej, Rand raczej nie
poszedłby jej szukać.
Ruszył dalej. W duchu przeklinał siebie samego, że wczoraj zaniedbał rzecz tak
oczywistą. Powinien był przykuć ją do siebie kajdankami. Zamiast tego odwiózł ją do hotelu.
Musiał przecież jeszcze zawiezć do domu sokoła, zająć się dziadkiem, a na wieczór miał
umówione spotkanie, którego nie mógł odwołać. Leigh to rozumiała, powiedział jej
zawczasu, że ma wolne tylko popołudnia. Nie miało najmniejszego sensu, żeby ją ciągnął ze
sobą, skoro był zajęty czynnościami, które na pewno by jej nie zainteresowały. Leigh
pozornie mu uwierzyła.
Teraz Rand mocno w to wątpił.
Powinien był zabrać ją ze sobą.
Odgarnął z czoła mokre włosy. Przed oczami przesuwały mu się obrazy z poprzedniego
dnia, powiększone i zaostrzone przez noc wypełnioną sennymi marzeniami. Złote włosy
rozrzucone na kocu, wargi, pełne, czerwone i wilgotne. Piersi, wystawione na słońce,
nabrzmiałe i gorące. Jęk, jaki wydała, gdy rozpinał jej dżinsy...
Wyraz jej oczu, gdy odsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej.
Od wielu lat nie przeżywał takiego zauroczenia. Sprawy poszły za daleko. Początkowo
zamierzał tylko dodać jej pewności siebie. Leigh zbyt często odrzucała komplementy. Zbyt
często zaprzeczała, gdy mówił jej, jaka jest piękna. Cholerna blondynka. Przecież jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]