Archiwum
- Index
- Pratchett_Terry_ _Ciemna_strona_Slonca
- CyberPunk 2020 Reference Book Ver.5
- Alvin Boyd Kuhn (EN) A Modern Revival of Ancient Wisdom
- Tursten Helene śÂšmierć‡ przychodzi nocć…(1)
- Bahdaj Adam Stawiam na Tolka Banana
- Apuleyo Lucio La Metamorfosis o El Asno de Oro
- 162. Schuler Candace Przeszlosc nie umiera
- Alan Dean Foster The Damned 03 The Spoils of War (v1.0) (Undead)
- 083 Pan Czarnej Rzeki
- Koniec dziecinstwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eduarda. Chociaż Brunhilda dysponowała potężną siłą woli, nie zdołała wrócić na przyjęcie.
Gdy zjawił się jej mąż, powiedziała mu, co się stało. Otto poczuł ból i wyrzuty sumienia.
- Rano wezwiesz sędziego - powiedziała Brunhilda beznamiętnym zimnym głosem. -
Powiemy, że został znaleziony, kiedy przyniesiono mu śniadanie. W ten sposób
zminimalizujemy skandal. Może nawet nic się nie wyda.
Otto kiwnął głową. Zdjął rękę z klamki drzwi do pokoju Eduarda. Nie miał dość
odwagi, aby wejść do środka, nigdy się nie przełamie. Nawet gdy na ścianach i podłodze nie
pozostanie żaden ślad po tym tragicznym wydarzeniu.
- Sędzia jest mi winien przysługę i myślę, że będzie mógł to załatwić. Zastanawia
mnie tylko, kto mu dostarczył broń. Sam nie mógł sobie wziąć.
Kiedy Brunhilda opowiedziała, co uczynił Paul, i przyznała się, że wyrzuciła
Reinerów z domu, baron się wściekł.
- Masz pojęcie, coś ty zrobiła?
- Przecież tutaj stanowiliby zagrożenie.
- A nie pamiętasz, o co idzie gra? Po cośmy w takim razie przez tyle lat trzymali ich u
siebie?
- %7łeby mnie dręczyć i uspokoić twoje sumienie - odparła Brunhilda z goryczą od
dawna hamowaną i teraz próbującą znalezć ujście.
Otto nie dyskutował na ten temat, ponieważ tak istotnie było.
- Ale i dla czegoś jeszcze... Eduard rozmawiał z moim siostrzeńcem.
- O Boże!... Wiesz może, co mu naopowiadał?
- To nieważne. Skoro właśnie się wynieśli, stali się podejrzani, ale nikomu na nich nie
doniesiemy. Nie odważą się słowa pisnąć, a dowodów nie mają żadnych. O ile chłopak
niczego nie znajdzie.
- Tym akurat w ogóle się nie martwię. Musiałby dotrzeć do Clovisa Nagela. A Nagela
od dawna nie ma w Niemczech. Tyle że to nie rozwiązuje naszego problemu. Jedynie twoja
siostra wie, gdzie jest mapa Hansa Reinera.
- Trzeba ich więc pilnować. Z dala i dyskretnie.
Otto zastanawiał się chwilę.
- Znam człowieka, który świetnie się do tego nada.
Przy tej rozmowie był jeszcze ktoś, aczkolwiek ukryty za załomem korytarza. Słuchał,
niczego nie rozumiejąc, a gdy w końcu Schroederowie udali się do swojej sypialni, odczekał
jeszcze chwilę i wszedł do pokoju Eduarda.
Nogi się pod nim ugięły i osunął się na podłogę na widok tego, co zobaczył w środku.
Kiedy się podniósł, resztki niewinności, które nie poddały się jeszcze zgubnemu wpływowi
matki, ostatki duszy nie zatrute w ciągu tych lat nienawiścią i zawiścią wobec kuzyna sczezły
w nim nieodwracalnie.
Zabiję za to Paula Reinera... Teraz ja jestem dziedzicem. Będę baronem.
Nie potrafił zdecydować, która z tych myśli wydaje mu się bardziej ekscytująca.
ROZDZIAA 9
PAUL REINER DYGOTAA W DROBNYM MAJOWYM DESZCZU. MATKA nie ciągnęła go teraz, szli ramię w
ramię przez Schwabing, dzielnicę bohemy, serce Monachium, okolicę, w której złodzieje i
poeci pospołu z malarzami i dziwkami okupowali knajpy aż do bladego świtu. Nieliczne
lokale były już otwarte, lecz nie wstąpili do żadnego, ponieważ nie mieli ani feniga przy
duszy.
- Schowajmy się w tej bramie - odezwał się Paul.
- Zaraz będzie przechodziła nocna straż i znowu nas przegonią.
- Nie możesz tak iść, mamo. Złapiesz zapalenie płuc.
Wcisnęli się w wąską bramę budynku, który czasy świetności dawno miał za sobą.
Występ fasady chronił ich przynajmniej przed deszczem moczącym wyludnione chodniki i
nierówny bruk. Mdłe światło latarń odbijało się w mokrych ulicach, tworząc osobliwe
refleksy, jakich Paul nigdy nie widział.
Ogarnął go naraz strach, więc przysunął się bliżej matki.
- Masz przy sobie zegarek ojca, prawda?
- Tak - potwierdził Paul nieco spłoszony.
W ciągu ostatniej godziny trzykrotnie zadawała mu to pytanie. Była przygaszona i
nieobecna, jakby spoliczkowanie syna i wyciągnięcie go bocznymi uliczkami daleko od
pałacu Schroederów nieodwracalnie pochłonęło całą energię, jaką dysponowała. Miała oczy
wpadnięte i drżące ręce.
- Rano damy go w zastaw i wszystko się ułoży.
Ręczny zegarek z bransoletą nie przedstawiał większej wartości, nie był nawet złoty.
Paul się zastanawiał, czy uzyskana za niego kwota wystarczy na opłacenie jednego noclegu i
chociaż ciepłą kolację.
- Zwietny plan - rzekł z wysiłkiem.
- Musimy sobie znalezć jakieś lokum. I poproszę, żeby mnie z powrotem przyjęli do
pracy w fabryce amunicji.
- Ale mamo, ta fabryka nie istnieje. Zlikwidowali ją, jak wojna się skończyła -
zauważył Paul. Sama mi o tym powiedziałaś, pomyślał teraz naprawdę zmartwiony.
- Słońce niedługo wzejdzie - zauważyła Ilsa.
Paul nie odpowiedział. Zwiesił głowę, nasłuchując szybkich miarowych kroków
nocnej straży. Pragnął jedynie, aby ucichły na trochę i pozwoliły mu chociaż na chwilę
przymknąć oczy. Taki jestem zmęczony... I w ogóle nie rozumiem, co tej nocy zaszło. Mama
była taka dziwna... Na pewno teraz wyjawi mi prawdę.
- Mamo, co wiesz o tym, co się stało z tatą?
Ilsa na kilka chwil jakby wyszła z letargu. W oczach rozbłysł jej ogieniek, jak gdyby
tchnienie wiatru roznieciło iskrę w polanie dawno wypalonym. Ujęła Paula pod brodę i
pieszczotliwie pogładziła go po twarzy.
- Paul, proszę, zapomnij o wszystkim, co dzisiaj usłyszałeś, wyrzuć to z pamięci. Twój
ojciec był dobrym człowiekiem, który zginął w tragicznej katastrofie na morzu. Obiecaj mi,
że tego będziesz się trzymał, że nie będziesz szukał prawdy, bo nie ma czego szukać, a ja bym
nie przeżyła, gdyby coś ci się stało. Mam tylko ciebie. Mojego synka, mojego Paula.
Pierwsze światła brzasku wydłużyły na monachijskich ulicach cienie, które z wolna
znikały, a wraz z tym ustawał deszcz.
- Obiecaj mi - nalegała Ilsa coraz cichszym głosem.
Paul się zawahał.
- Obiecuję - rzekł wreszcie.
ROZDZIAA 10
- PRRR!
Wóz węglarza ze skrzypem kół zatrzymał się na Rheinstrasse. Obydwa konie parskały
niespokojnie z klapkami na oczach i kłębami pokrytymi mieszaniną potu i pyłu węglowego.
Węglarz zeskoczył na ziemię, niedbale przejechał ręką po burcie fury, gdzie wymalowane
było jego nazwisko, Klaus Graf, lecz dawało się odczytać tylko dwie pierwsze litery.
- Wyczyść to! Klienci powinni wiedzieć, kto im dostarcza towar - polecił niemal
pogodnie.
Towarzyszący mu na kozle mężczyzna zdjął kapelusz, wyciągnął z niego jeszcze nie
całkiem wyblakłą szmatę i zaczął szorować drewno, pogwizdując. Tylko w ten sposób mógł
cokolwiek wyrazić, ponieważ był niemową. Melodia była miła dla ucha, skoczna: on także
wydawał się kontent.
Idealna chwila.
Paul ciągnął za nimi przez całe przedpołudnie, odkąd wyjechali z wozowni Grafa w
Lehelu. Poprzedniego dnia także ich obserwował i doszedł do wniosku, że najlepszym
momentem, aby poprosić węglarza o pracę, będzie pora przed pierwszą, tuż po południowej
przerwie. Byli wtedy po obfitym drugim śniadaniu, do którego wypili po dwa litrowe kufle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]