Archiwum
- Index
- Howard Robert E. Ludzie Czarnego Kregu
- flower of the morning Celine Conway
- Golding William Trylogia morska 02 Twarzć… w twarz
- Conrad_Linda_ _Dynastia_Danforthow_09_ _Prawo_milosci
- Amicis, Edmund de Serce
- Chase Emma 2016 Legal Briefs 02. Skazanie
- Gregory Philippa PowieśÂ›ci Tudorowskie 06 Uwić™ziona królowa
- AS Projektowanie swobodnie podpartych belek
- Fred Saberhagen The Book of the Gods 04 God of the Golden Fleece
- Jacques Vallee Dimensions A Casebook Of Alien Contact
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak złamanie starożytnych pieczęci, aby uwolnić moją prawdziwą esencję z miejsca jej
spoczynku. Potem, kiedy wycisnę z tego nędznego ludzkiego ciała jego duszę, z łatwością wypełnię
je swą nieśmiertelną boskością i użyję zgodnie ze swą wolą. Ale niezbędne jest złamanie pieczęci.
Wypełnię to zadanie, zapewniam cię, wielki Jukalo! Studiowałam uważnie starożytne
papirusy.
Gdy odpadł kolejny kawałek skały, Zeriti odskoczyła z entuzjastycznym okrzykiem. Potem
przyjrzała się dziełu swych rąk.
Och, panie, jakaż wielkość i dostojeństwo. Wstrzymała oddech, kierując swe spojrzenie ku
dołowi. Nigdy nie widziałam takiej doskonałości fizycznej formy, tak dalece przewyższającej
jakiekolwiek śmiertelne ciało!
Potężne, muskularne ciało Silurianina wygięło się w łuk i oderwało od kamiennej powierzchni,
wśród opadającego skalnego gruzu. Dwa energiczne ruchy uwolniły stopy, a z kamiennej kolumny
pozostał tylko drobny ułamek tego, czym była przedtem, zaledwie podtrzymujący strop krypty.
Sięgnąwszy przed siebie, bóg uniósł Zeriti w swych gigantycznych ramionach, troskliwie i
delikatnie, i poniósł ją ku pokrwawionemu ołtarzowi.
XIX
POWY%7łEJ KATARAKTY
Wykończeni chorobami i ciężką przeprawą przez dżunglę i malaryczne bagna, podróżnicy stanęli
teraz przed nowym zadaniem czekała ich wspinaczka na zbocze tego olbrzymiego skalistego
kanionu. Hk Cha nalegał wprawdzie, aby wybrali drogę przez dżunglę, która pozwoli im okrążyć
wodospad, ale Conan wolał trzymać się koryta rzeki i zrezygnować z gościnności kanibali.
Rozmiękające i rozpadające się trzcinowe statki trzeba było tutaj porzucić, gdyż zupełnie nie
nadawały się do transportu w górę wodospadu. I tak niemal cudem wciągnęli na kamienną półkę
nieliczne konie, które przeżyły morderczy upał i wilgoć, przegniłe siano jako strawę, plagę
insektów i zatrute strzały. Wspinaczka byłaby śmiertelnie trudna nawet dla pozbawionych bagaży
ludzi, a Conan i jego pozostający na nogach towarzysze musieli odbyć ją w tę i z powrotem co
najmniej dwudziestokrotnie obciążeni jak muły, aby przenieść cały ekwipunek i chorych.
Na górze powietrze było suche i czyste, a jasne promienie słońca i rześka bryza wiejąca z
porośniętych stepem wzgórz stanowiły miłą odmianę po wilgotnych, duszących mgłach dolnej
części dżungli. Widziana ze szczytu wodnej katarakty, dżungla zdawała się jednolitym płaszczem
zieleni, upalnym piekłem, z którego zdołali się uwolnić nadludzkim wysiłkiem. Powyżej katarakty
las porastał tylko wąskie pasy ziemi wzdłuż obu brzegów Styksu i jego dopływów, dalej znajdował
się suchy step. Taki właśnie teren zapamiętał Conan ze swojej wcześniejszej podróży na wschód.
Rzeka była tutaj głęboka, o jakby nieco mniej czarnej tom, ale daleko było jej do potęgi i
szerokości, jaką prezentowała na nizinach Stygii.
Najważniejsze, że klimat był znacznie przyjazniejszy. Niemniej podróż lądem, zwłaszcza że
pozostało zaledwie kilkanaście koni, wymagałaby wynajęcia lub zdobycia w inny sposób zwierząt
pociągowych albo ludzi jako tragarzy. Droga lądem zmusiłaby ich także do częstego oddalania się
od rzeki, mogliby nawet przeoczyć jakieś dopływy. Aby więc trzymać się nurtu, Conan
zadecydował, że należy zbudować nowe statki.
Drewna było tu pod dostatkiem, a resztę niezbędnych materiałów znalezli w swych bogatych
zapasach. Nie brakowało żelaznych gwozdzi, które pozwalały na połączenie drewnianych belek w
poszycie okrętów. Siekiery, piły i młoty, które ciągnęli ze sobą przez tyle setek mil i niemałym
wysiłkiem chronili przed rdzą, znalazły pod doświadczonym okiem Conana właściwe zastosowanie.
Wioseł, tyczek, masztów i żagli dostarczyły porzucone trzcinowe łodzie.
Pozostanie przez dłuższy czas w zdrowym górskim klimacie, gdzie nie brakowało świeżej bieżącej
wody i mięsa, pozwoliło większości chorych i osłabionych Shemitów powrócić do pełni sił. W miarę
jak mijały kolejne dni, coraz więcej mężczyzn zawijało rękawy i zabierało się za wyrąb drzew,
piłowanie desek i uszczelnianie pokładów. Rezultatem ich pracy były dwa szerokie
otwartopokładowe statki i dwa długie czółna, na które udało się załadować pozostające jeszcze
przy życiu trzy setki podróżników oraz niezbędny ekwipunek. Zdecydowano, że reszta koni podąży
brzegiem rzeki, gdzie znacznie łatwiej będzie je żywić świeżą trawą i gdzie powrócą do pełni
zdrowia. Przewożenie ich statkami powodowałoby ciasnotę na pokładzie i znacznie utrudniałoby
wiosłowanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]