Archiwum
- Index
- Bevarly Elizabeth Czas na dziecko Jeszcze jedna szansa
- Bevarly Elizabeth Kiedy Eryk spotkał Jayne
- 141.Lowell Elizabeth Miłosna pieœń dla Kruka
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Winfrey Elizabeth Więcej niż przyjaźń
- Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
- Elizabeth Lowell Krajobrazy miłości
- Hawksley Elizabeth PrĂłba
- McSparren Carolyn Super Romance 106 Nasz dom wśród drzew
- Ewa wzywa 07 124 Szymusiak Marianna Milionerka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
życia trochę się różni od mojego, ale dla chłopców nie byłoby dobrze, gdyby czuli, że
matka boi siÄ™ ojca.
Nie podobała jej się forma opisu ich sytuacji, ale, w zasadzie, jakich innych
określeń powinien użyć?
- Nie boję się ciebie - oświadczyła.
- Wobec tego przypuszczam, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, żeby
wyjść ze mną wieczorem na przyjęcie. Zwiętujemy pierwszą rocznicę działalności
hotelu, który budowała moja firma. Najpierw odbędzie się zebranie zarządu, ale w tym
czasie goście będą mogli skorzystać z siłowni, basenu i solarium.
Otworzyła usta, aby zaprotestować, lecz Brant podjął już decyzję.
- No to ustalone. Nie zapomnij kostiumu kÄ…pielowego. Wychodzimy za
kwadrans szósta.
Annie nie popisała się asertywnością. Z drugiej zaś strony, nie co dzień miała
okazję zanurzyć się w perfumowanej pianie w jacuzzi, w ekskluzywnym kompleksie
hotelowym.
Pozostawało pytanie, dlaczego Cadman ją tam zaprosił.
Zrelaksowana, odświeżona i pachnąca, ubrała się i dołączyła do Branta w holu.
- Wyglądasz rewelacyjnie! - nie krył wrażenia, jakie na nim zrobiła.
Jeden komplement wystarczył, by krew zaczęła żywiej krążyć w żyłach Annie.
Brant również prezentował się nie najgorzej: szykowny ciemny garnitur i śnieżnobiała
koszula podkreślały jego atrakcyjność.
- Chodzmy. Przedstawię cię moim współpracownikom.
- 35 -
S
R
Podał jej ramię i razem weszli do wielkiej sali. Oczy zebranych zwróciły się w
ich stronÄ™.
- Spokojnie - szepnął, czując jak naprężają się jej mięśnie. - Nie ma powodu do
paniki. Wyobraz sobie, że wszyscy są goli i mają czerwone nosy.
%7łart rozładował jej napięcie. Ludzie Cadmana okazali się całkiem sympatyczni
i nie interesowali siÄ™ zbytnio, kim jest towarzyszka szefa.
Brant na chwilę ją przeprosił.
- Kogóż to ja widzę! Znalazła się moja Annie!
Jak to się stało, że mieszkamy w tym samym mieście, a jeszcze na siebie nie
trafiliśmy?
Zamarła jak rażona piorunem. Powoli obróciła się na pięcie. Aż za dobrze znała
ten głos.
- Nie jestem twoją Annie, Warren - odparła.
- Ale wciąż jesteś piękna. W jakim charakterze tu przyszłaś?
- Nie bądz bezczelny! - ostrzegła. - Gdzie twoja urocza Caroline? Tak się chyba
nazywała? - udała, że rozgląda się w poszukiwaniu wystrzałowej blondynki.
Wzruszył ramionami.
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- To znaczy, że wam nie wyszło? Zawahał się przez chwilę.
- Chciała ślubu. A ja nie.
- Znajomy scenariusz - stwierdziła z mimowolną goryczą w głosie.
- No tak. Zasłużyłem na karę za to, jak postąpiłem wobec ciebie. Ale jeśli tylko
mi pozwolisz, odkupiÄ™ winy.
- Twoja bezczelność nie zna granic! Powinnam ci dziękować. Poszukaj sobie
kolejnej naiwnej, której zmarnujesz czas!
Bezwiednie spojrzała w stronę Branta, pogrążonego w rozmowie z jakąś
kobietÄ….
- Na co liczysz, kochanie? Chcesz mu umilić życie między małżeństwami?
Nagle przypomniała sobie, że już widziała tę kobietę - przed trzema laty, wśród
gości na tym brzemiennym w skutki przyjęciu.
- Nie łudz się, to facet nie z twojej ligi. Obstawiłbym jakiegoś pewniaka.
- 36 -
S
R
Warren wziął lampkę wina z tacy podsuniętej przez kelnera, a Annie odstawiła
pusty kieliszek.
- Co rozumiesz przez moją sytuację"? - spytała zaniepokojona.
Wypił łyk wina i uśmiechnął się zadowolony.
- Słyszałem, że masz dziecko.
Nagle zapragnęła być z Seanem i Jackiem. Zbyt długo ich nie widziała.
- Owszem. Wstrzymała oddech.
- Wdałaś się w gorący romansik z przystojnym robolem podczas zrywania
brzoskwiń na Lazurowym Wybrzeżu?
- Lepiej zajmij się klientami, Maddox - rozległ się niski, stanowczy głos. - W
przeciwnym razie wszyscy skończymy przy zbiorze brzoskwiń. Albo jeszcze gorzej.
Czyżby Brant słyszał ich rozmowę? Warren złajany przez szefa wyglądał jak
zbity pies.
- Oczywiście, już idę - odparł z uniżonym uśmiechem. - Miło mi było znów cię
spotkać, Annie. Może kiedyś wyskoczymy na lunch?
Odprowadziła go wzrokiem.
- Wychodzimy - zdecydował Cadman z ponurą miną.
Poprowadził ją do szatni. Cóż tak go rozgniewało? To ona została upokorzona
przez Warrena.
- Wiedziałeś, że on tam będzie, prawda? - zapytała oskarżycielskim tonem,
kiedy jechali do wielkiego, nieprzytulnego domu. - Zabrałeś mnie specjalnie, żeby
sprawdzić, jak zareaguję?
- Nie bądz śmieszna. Nie narażałbym cię na spotkanie z ojcem Seana, to znaczy
Jacka... - mruknął coś pod nosem - z ojcem twojego dziecka. Nie sądzisz chyba, że
chcę jeszcze komplikować sprawę. Maddox nadal pracuje w firmie, ale do głowy mi
nie przyszło, że pojawi się na tej imprezie.
Powiew wiatru potargał ciemne włosy Annie. Gwałtownie podniosła głowę.
- Nienawidzę tego człowieka!
Deszcz przestał kropić, więc Cadman wyłączył wycieraczki. Reflektory
wycinały w ciemności świetlisty tunel.
- 37 -
S
R
- Szczerze powiedziane. - Nie krył sarkazmu. - Czy dlatego taką przyjemność
sprawiała ci pogawędka z nim?
O czym on myślał?
- Było mi jak w niebie! - wypaliła, próbując dorównać mu ironią. - A w
zasadzie dlaczego cię to obchodzi? Tak byłeś zajęty swoją adoratorką, że ze mną nie
zamieniłeś ani słowa!
- Aha, o to chodzi.
Annie zbyt pózno zdała sobie sprawę z konsekwencji swoich słów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]