Archiwum
- Index
- 141.Lowell Elizabeth Miłosna pieœń dla Kruka
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Winfrey Elizabeth Więcej niż przyjaźń
- Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
- Elizabeth Power Dom milionera
- Elizabeth Lowell Krajobrazy miłości
- Hawksley Elizabeth PrĂłba
- Dr Viera Scheibner Syndrom potrzšsanego dziecka a szczepienia
- Andrzej_Samson_Moje_dziecko_mnie_nie_slucha
- Heath_Lorraine_ _Ta_jedna_lza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rwało nagle pukanie do drzwi.
- Cześć - przywitał ją Chase.
Miał w rękach dwie ogromne, wypchane papierowe torby z
zakupami, a na sobie spłowiałe dżinsy, równie wyblakłą koszul-
kę polo, która w zamierzchłych czasach pewnie była zielona, i
zniszczone adidasy. Nie wyglądał na świet nie prosperują-
106
S
R
go biznesmena, z którym Sylvie miała niewiele wspólnego, lecz
przypominał znajomych mężczyzn, z którymi przedtem się
umawiała.
- Cześć - odparła, zastanawiając się równocześnie nad spo-
sobem możliwie grzecznego, najszybszego pozbycia się niepro-
szonego gościa.
- Przyszedłem zrobić ci kolację - oznajmił bez żadnych
wstępów. Przeszedł obok niej, kierując kroki wprost do kuchni.
Zachowywał się tak, jakby mieszkał tu co najmniej tak długo,
jak Sylvie.
- Będąc u ciebie poprzednio zauważyłem, że nie masz wiele
zapasów w lodówce.
Sylvie poszła za nim do kuchni.
- Mam dużo jedzenia - zaoponowała.
Uśmiechnął się i otworzył drzwiczki.
- Tak. Litr mleka, sok pomarańczowy, dwa jogurty, kostkę
masła i trzy jajka. Aha, i jeszcze trochę pieczywa, które nie
wygląda na świeże. To ma być dużo?
- Są jeszcze jabłka i marchewka. - A może je już zjadła? Nie
pamiętała.
- Powinnaś jadać teraz za dwoje - odrzekł Chase, sięgając
po przyniesione zakupy.
- Podczas lunchu jem zawsze jakąś sałatkę - oznajmiła. - I
solidny obiad zaraz po zakończeniu pracy.
- To znaczy ostro przyprawione, ciężkostrawne jedzenie z
gęstymi sosami i odrobiną jarzyn. To bardzo niezdrowe,
zwłaszcza podczas ciąży.
Sylvie wzniosła oczy ku niebu.
- Czyżbyś rozmawiał z moją siostrą?
- Nie - odparł zdziwiony. - Po prostu trochę na ten temat
poczytałem.
- O żywieniu?
107
S
R
- O żywieniu podczas ciąży. I o paru innych rzeczach -
mruknÄ…Å‚ pod nosem.
- O jakich innych rzeczach? - podejrzliwie spytała Sylvie.
Wyciągał z toreb zakupy i układał je na kuchennym blacie
tak sprawnie, jakby robił to codziennie. Większość produktów
przyniesionych przez Chase'a pochodziła z tych działów skle-
pów, które Sylvie zawsze starannie omijała. Na widok świeżych
warzyw skrzywiła się. Czyżby to były brokuły? pomyślała, kie-
dy wyciągał coś dużego i zielonego.
- Czy zastanawiałaś się nad metodą rodzenia, jaką za-
stosujesz? - zapytał.
- Tak - odparła. Co za pytanie? Skąd coś takiego przyszło
mu do głowy? - Chcę być nieprzytomna podczas rodzenia.
Nieważne, co mi w tym celu podadzą. Silny cios w głowę bę-
dzie równie dobry, jak inne środki.
Chase znieruchomiał i utkwił wzrok w Sylvie.
- Tak. Albo cios w potylicę, mała butelka szkockiej, sześć
puszek wody sodowej i sześć cytryn. Po takim koktajlu szybko
stracę przytomność. Cały zespół lekarski może ucztować ze
mną, dopóki dzieciak nie zechce przyjść na świat.
Spojrzenie Chase'a miało teraz siłę stali.
- Och, czy nie widzisz, że żartuję? - dodała szybko Sylvie.
- Nie masz za grosz poczucia humoru. WidzÄ…c zdegustowanÄ…
minę gościa, dorzuciła łagodniejszym tonem: - Metody rodze-
nia jeszcze nie wybrałam. Prawdę mówiąc, na ten temat wiem
niewiele. Myślę, że jednak będę musiała coś na ten temat po-
czytać.
Chase skinął głową.
- Czytałem o jednej metodzie, ale dla ciebie się nie
108
S
R
nadaje, bo wymaga długotrwałego przygotowania. Który to
tydzień ciąży? Dwudziesty pierwszy?
Skąd to nagłe zainteresowanie? zastanawiała się zdziwiona
Sylvie.
- Dwudziesty drugi - odrzekła, mimo że to nie powinno in-
teresować Chase'a.
- A więc minęła już połowa okresu ciąży. Chyba za pózno
na zastosowanie tej metody. Ale to nie szkodzi. SÄ… inne. - Nadal
opróżniał przyniesione torby.
- Chase?
- SÅ‚ucham.
- Co ty właściwie tu robisz?
- Już mówiłem. Przygotuję ci kolację.
- Już jadłam.
- Co? Homara? A może nadziewaną przepiórkę w sosie be-
arnaise?
- Nie. Dziś nie jadłam w restauracji.
- Aha, więc sama sobie robiłaś kolację. Jestem przekonany,
że była bardzo pożywna - dodał z przekąsem.
Sylvie zagryzła wargi. Prawdę powiedziawszy, zamierzała
zjeść pózniej. Na razie miała za sobą tylko coś w rodzaju słod-
kiej przekÄ…ski.
- Mm...
Chase popatrzył podejrzliwie na Sylvie.
- No więc?
- Ja...
- Co jadłaś na kolację?
- Ciasto czekoladowe - wyznała wreszcie. Popatrzył na nią
szeroko otwartymi oczyma.
- Ciasto czekoladowe? Kawałek ciasta?
- Nie, nie kawałek. Całe ciasto.
- Czy nie zdajesz sobie sprawy, że to są puste kalorie?
109
S
R
- Z jednej z przyniesionych toreb wyciągnął jakąś książkę.
Zaczął ją sprawnie kartkować. Znalazł właściwy tekst. -Na
siedemdziesiątej drugiej stronie Poradnika odżywiania się w
ciąży" napisano, że .. .Ciasta, ciastka i ciasteczka to puste kalo-
rie, bez żadnej wartości dla twego dziecka. Należy ich unikać".
Koniec cytatu.
Sylvie zerknęła do środka jednej z toreb.
- Przyniosłeś jakieś lody? A może krem? Jestem wciąż
głodna...
Chase'owi opadły ręce.
- Ani lodów, ani kremu nie przywiozłem. Są za to pomarań-
cze, kiełki pszenicy, bo chyba masz za mało protein, brokuły,
brukselka...
- Brukselka? - jęknęła Sylvie.
- Zawiera kwas foliowy - wyjaśnił. - Gdzie jest szybkowar?
Zdziwiona Sylvie podniosła głowę.
- A co to jest?
Chase wmusił w nią pożywienie, jakiego nigdy w życiu nie
jadała, uzmysłowiła sobie Sylvie jakiś czas pózniej, kiedy usi-
łował zaparkować swój kosztowny sportowy wóz na niewiel-
kim parkinu obok parku Fairmont. Z okna samochodu patrzyła
na licznych spacerowiczów i biegaczy. Brrr. To było jeszcze
gorsze zajęcie niż jedzenie brokułów.
Chase zatrzymał samochód i wyłączył silnik. Ciemne duże
okulary, które miał na nosie, nie pozwalały dojrzeć wyrazu je-
go oczu. Jak taki miło wyglądający człowiek może być równo-
cześnie aż tak bezwzględny? zastanawiała się Sylvie. Przyglą-
dał się spacerowiczom i biegaczom z nieprzeniknionym wy-
razem twarzy.
110
S
R
- To coś dla ciebie - oznajmił surowo. - Podczas ciąży ruch
fizyczny jest niezbędny. Za pózno już na rozpoczęcie uprawia-
nia intensywnych ćwiczeń, ale spacer doskonale ci zrobi.
- Nie chcę - zaprotestowała.
Wcześniej odmówiła przebrania się w sportowe ciuchy. Za-
miast trampek czy adidasów miała na nogach sandały na pła-
skich obcasach i białe podkolanówki. Chase zmusił ją do je-
dzenia brukselki, ale nie nakłoni do tego, żeby się pociła.
- Wysiadaj - polecił, otwierając drzwi. - Zobaczysz, po
spacerze poczujesz siÄ™ lepiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]