Archiwum
- Index
- John Norman Gor 07 Captive of Gor
- John DeChancie Castle 02 Castle for Rent
- John D MacDonald Travis McGee 13 A Tan and Sandy Silence
- Zwiadowcy 06 Oblężenie Macindaw Flanagan John
- Dos Passos John Drei Soldaten
- Fisher John Okiem psa
- Grisham John Zawodowiec
- Victor Orwellsky Kod WśÂ‚adzy
- Harry Turtledove Alternate Generals 3
- Barbara Kosmowska Buba
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wycofasz. Poprosimy ciê tylko, ¿ebyS zostaÅ‚ z nami w Latchmere do koñca
wojny. Jako goSæ. Ale nikt zÅ‚ego sÅ‚owa ci nie powie.
Aha&
Wiêc jak?
Winterbotham nie spieszyÅ‚ siê z odpowiedzi¹. PuSciÅ‚ jeszcze dwa kółka
z dymu du¿e i maÅ‚e wydmuchuj¹c je w taki sposób, ¿e mniejsze przele-
ciaÅ‚o przez Srodek wiêkszego. PrzeniósÅ‚ wzrok na Taylora.
Kiedy póxniej Taylor wspominaÅ‚ to spotkanie, najlepiej pamiêtaÅ‚ jego
oczy: drobne, czujne, rozpalone jak wêgielki oczy mÅ‚odego Winterbotha-
ma. Oczy rysia. Nieraz potem mySlaÅ‚, ¿e to wÅ‚aSnie one powinny byÅ‚y daæ
mu do mySlenia, ¿e patrz¹c w nie nale¿aÅ‚o siê domySliæ, i¿ Winterbotham
ma wÅ‚asny pomysÅ‚ na współpracê z MI-5.
Winterbotham uSmiechn¹Å‚ siê ponuro.
To gdzie mam siê podpisaæ?
Lo o o M
K
Catherine Danielson Carter nie wierzyła własnym oczom.
Jeszcze raz przebiegÅ‚a wzrokiem list, spodziewaj¹c siê znalexæ w nim
wskazówkê, ¿e jego treSæ jest myl¹ca, a wszystko oka¿e siê niewinnym ¿ar-
tem, pomyÅ‚k¹, nieporozumieniem. Ledwie doczytaÅ‚a do koñca, natychmiast
wróciÅ‚a spojrzeniem do pierwszej linijki. A¿ nadto wyraxnie zdawaÅ‚a sobie
34
sprawê, ¿e powinna czym prêdzej zbieraæ siê i uciekaæ z tego domu, zanim
ktoS siê zorientuje, ¿e wyszÅ‚a z przyjêcia i zacznie jej szukaæ. Ale list, który
trzymaÅ‚a w rêkach, brzmiaÅ‚ tak niesÅ‚ychanie, tak niewiarygodnie, tak nie-
mo¿liwie, ¿e nie mogÅ‚a siê powstrzymaæ: czytaÅ‚a go wci¹¿ od nowa, mimo
¿e znaÅ‚a go ju¿ na pamiêæ.
Wreszcie po pi¹tym razie zdoÅ‚aÅ‚a oderwaæ wzrok od zapisanej kart-
ki. ByÅ‚a tak roztrzêsiona, ¿e musiaÅ‚a siê oprzeæ o biurko. PrzeczuwaÅ‚a, ¿e
dzieje siê coS wa¿nego. To oczywiste: nie Sci¹ga siê setki naukowców, in¿y-
nierów i ¿oÅ‚nierzy na pustyniê, je¿eli nie maj¹ wa¿nego zadania do wyko-
nania. Nie buduje siê na tej¿e pustyni szpitala, laboratorium, dormitorium
i całego miasteczka. Nigdy by jednak nie podejrzewała&
ZrobiÅ‚o siê jej niedobrze.
Nie mogÅ‚a sobie pozwoliæ na mdÅ‚oSci, nie tutaj i nie teraz. ZaczêÅ‚a Swia-
domie kontrolowaæ oddech, tak jak przed laty, na szkoleniu, uczyÅ‚ j¹ tego
Hagen. Naszym najwiêkszym wrogiem jest panika , mówiÅ‚. WypÅ‚ywa z na-
szego wnêtrza. Mo¿emy przez ni¹ zgin¹æ; wÅ‚aSnie dlatego jest taka groxna.
Nie mo¿na dopuSciæ do tego, ¿eby nad nami zapanowaÅ‚a. To my panujemy
nad ni¹.
SkupiÅ‚a siê na swoim oddechu: pÅ‚ytkim, rytmicznym& MdÅ‚oSci zaczê-
Å‚y z wolna ustêpowaæ, ale ich miejsce zajêÅ‚a dziwna pustka. W co siê wpl¹-
taÅ‚a? Ledwie zadaÅ‚a sobie to pytanie, panika powróciÅ‚a wezbran¹ fal¹. Ca-
therine zaczêÅ‚a szybciej oddychaæ, serce waliÅ‚o jej jak mÅ‚otem. Zaraz zwy-
miotujê, uSwiadomiÅ‚a sobie; zarzygam biuro generaÅ‚a Lesliego Grovesa.
I bêdzie po mnie. Odkryj¹, ¿e tu byÅ‚am, i znajd¹&
Nie.
Przezwyciê¿yÅ‚a strach.
Oddech: płytki, równy& Wdech. Wydech.
Ju¿ lepiej.
Po chwili spróbowaÅ‚a siê poruszyæ; schowaÅ‚a list do teczki, teczkê wÅ‚o-
¿yÅ‚a z powrotem do szuflady, szufladê zamknêÅ‚a i przekrêciÅ‚a gaÅ‚kê. Szczêk-
n¹Å‚ zamek standardowy, dwusegmentowy, trochê lepszy ni¿ zwykÅ‚y, z jed-
nym bêbnem. Ale tylko trochê.
WyprostowaÅ‚a siê i rozejrzaÅ‚a dookoÅ‚a, ¿eby sprawdziæ, czy nie zosta-
wiÅ‚a Sladów odwiedzin. Wnêtrze biura rozjaSniaÅ‚ blask padaj¹cy z koryta-
rza przez prostok¹tn¹ szybê w drzwiach pokój wygl¹daÅ‚ tak samo jak piêt-
naScie minut wczeSniej, kiedy spink¹ do wÅ‚osów otworzyÅ‚a zamek. Dla ko-
goS po takim szkoleniu, jakie przeszła, zabezpieczenia stosowane w Los
Alamos wygl¹daÅ‚y po prostu Smiesznie. Od dwóch miesiêcy w ka¿dy pi¹t-
kowy wieczór wymykaÅ‚a siê dyskretnie z przyjêæ i myszkowaÅ‚a po obozie,
swobodnie przegl¹daj¹c caÅ‚¹ dokumentacjê i korespondencjê.
35
PodeszÅ‚a do drzwi, nasÅ‚uchuj¹c. WiedziaÅ‚a z doSwiadczenia, ¿e dwóch
stra¿ników spaceruje korytarzem prowadz¹cym do biura Grovesa, ale po-
niewa¿ mieli pod opiek¹ caÅ‚y budynek, mogli zagl¹daæ w okolice gabinetu
tylko co jakieS dziesiêæ minut. OdczekaÅ‚a do chwili, gdy w korytarzu rozlegÅ‚y
siê kroki, które minêÅ‚y biuro generaÅ‚a i ucichÅ‚y w oddali. Wtedy cicho wy-
SliznêÅ‚a siê z pokoju, zamknêÅ‚a drzwi, sprawdziÅ‚a, czy zamek dobrze trzy-
ma i szybkim krokiem ruszyÅ‚a w stronê tylnego wyjScia.
Na dworze owiaÅ‚a j¹ orzexwiaj¹ca nocna bryza. WróciÅ‚a w pobli¿e sto-
łówki. S¹dz¹c po odgÅ‚osach muzyce, rozmowach i wybuchach pijackiego
Smiechu impreza rozkrêcaÅ‚a siê w najlepsze. Wszystkie pi¹tkowe przyjê-
cia wygl¹daÅ‚y tak samo jakby ludzie w Los Alamos musieli rozÅ‚adowy-
waæ ogromne napiêcie. Do tej pory zastanawiaÅ‚a siê, dlaczego tak siê dzie-
je ale teraz wszystko staÅ‚o siê jasne.
Mój Bo¿e, pomySlaÅ‚a. W co ja wdepnêÅ‚am?
Przed powrotem do stołówki obrzuciÅ‚a siê krytycznym spojrzeniem w lu-
strze: wÅ‚osy miaÅ‚a w porz¹dku, ubranie te¿ no, w ka¿dym razie na tyle, na
ile byÅ‚o to mo¿liwe przy braku naprawdê dobrych materiałów. Tylko twarz
mogÅ‚a j¹ zdradziæ. Ka¿dy, kto na ni¹ spojrzy, zorientuje siê, ¿e odkryÅ‚a ich
wielk¹ tajemnicê. Po twarzy to zawsze widaæ.
Nie.
Ciało jest tylko instrumentem podległym jej woli.
USmiechnêÅ‚a siê nawet caÅ‚kiem przekonuj¹co i wbiegÅ‚a po drewnia-
nych schodkach, ¿eby znów zanurzyæ siê w rozbawionym tÅ‚umie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]