Archiwum
- Index
- 0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
- Green Roland Conan i mgły Świątyni
- Dunlop Barbara Dziedzic francuskiej fortuny
- Williams Cathy Francuska wróşka
- Jameson Bronwyn Gorć…cy Romans DUO 886 W poszukiwaniu wspomnieśÂ„
- Koch Herman Kolacja
- Johanna Lindsey Viking Family Tree 02 Hearts Aflame
- Fern Michaels Pod niebem Vegas
- By the River Piedra I Sat Down and Wept
- Jordan Penny Serce w rozterce
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA DZIESITY
Sorcha usiłowała zachować spokój, lecz gdyby tylko mogła, najchętniej
by uciekła. Romain zbyt głęboko wkraczał w jej prywatność, to było coś, czego
bała się najbardziej. Musiała się jakoś bronić.
- A co z tobą, Romain? Jakie ty masz sekrety? Jak to się stało, że dotąd się
nie ożeniłeś?
Sama nie wiedziała, skąd jej to przyszło do głowy, ale osiągnęła
zamierzony efekt. Romain był zaskoczony i zbity z tropu.
- Prawdę mówiąc, byłem kiedyś zaręczony. Dawno temu, miałem wtedy
osiemnaście lat. - Skrzywił się. - Ona była moją pierwszą prawdziwą miłością.
Ale któregoś dnia wszedłem do jej pokoju i zastałem ją w łóżku z moim
przyrodnim bratem.
Mówił to tonem wypranym z wszelkiego uczucia, ale Sorcha intuicyjnie
wyczuła jego ból. Sama była mistrzynią w ukrywaniu najgłębszych uczuć, więc
i u innych potrafiła wyczuć to na odległość. Wiedziała jednak, że Romain nie
przyjąłby od niej współczucia.
- Dowiedziała się, że on miał odziedziczyć tytuł księcia. Był starszy,
bogatszy, bardziej doświadczony - no a poza tym miał odziedziczyć także
zamek, rodzinnÄ… rezydencjÄ™.
Poczuł satysfakcję na myśl o tym, że dwa lata temu udało mu się ten
zamek odkupić. Jego brat przyszedł wtedy do niego, błagając o pomoc. I cho-
ciaż był to jego moment zemsty, na którą długo czekał, to nie okazała się ona aż
tak słodka, jak sobie przedtem wyobrażał. %7łądza zemsty na bracie, który był
jego złym duchem od wczesnego dzieciństwa, zdążyła się już wypalić.
- 59 -
S
R
- Przepraszam... nie chciałam wywoływać... - zaczęła Sorcha, lecz
Romain przerwał jej niecierpliwym gestem.
- To było dawno temu. Ona już dla mnie nie istnieje, ale od tamtej pory
nie miałem ochoty na podobne doświadczenia.
Teraz Sorcha już wszystko rozumiała. Czego nie powiedział Romain, to
wyczytała z jego twarzy i zachowania. Odtąd wszystkie kobiety mierzył tą samą
miarką i nie miał do nich zaufania. Traktował je w sposób przedmiotowy, ją też.
Jego bezwzględność w dążeniu do jej zdobycia była tylko wyrazem chorego
pragnienia dominacji. Jak mogła dopuścić, żeby ktoś tak skrzywiony
emocjonalnie wzbudzał w niej tak wielkie pożądanie?
Zapanowało milczenie.
- Chyba już zadaliśmy sobie dosyć pytań, prawda? - zagadnął w końcu, a
ona kiwnęła głową.
Przyszła pora na deser i Romain przywołał kelnera, żeby coś zamówić.
W drodze powrotnej przez jezioro na wszelki wypadek nie poruszali już
żadnych poważniejszych tematów. Opowiadał jej różne zabawne historie o
projektantach mody i ich manii wielkości.
To jej coś przypomniało.
- A ty rzeczywiście jesteś hrabią? - zapytała.
- Może więc powinnam cię tak tytułować?
Spojrzał na nią surowo. Kpina nie uszła jego uwagi.
- Nigdy nie używam tytułu - odpowiedział.
- W dzisiejszych czasach wydaje mi się to przestarzałe.
- O, nie wiem. - Sorcha uśmiechnęła się przewrotnie. - Jesteś hrabią i
prawdopodobnie panem na co najmniej jednym zamku?
Kiwnął głową.
- No, w takim razie pewnie powinnam była dygnąć przy powitaniu.
Teraz już niedwuznacznie się z niego nabijała. Nie mógł w to uwierzyć.
Przez chwilę czuł wzbierający gniew i dumę przodków, lecz zaraz się poddał.
- 60 -
S
R
- Jakie to świeże - stwierdził - spotkać kobietę, która nie pada mi do stóp
na samÄ… wzmiankÄ™ o tytule i rodzinnym zamku.
Sorcha patrzyła na niego spod długich, ciemnych rzęs i nic już nie
powiedziała. Nie miała makijażu, a jej twarz była lekko pokryta piegami. Była
tak piękna, że poczuł skurcz w sercu.
Resztę podróży odbyli w milczeniu. Miał wrażenie, że jego towarzyszka
jest coraz bardziej spięta, a kiedy dobili do brzegu, szybko podziękowała mu za
lunch i nie patrząc mu w oczy, uciekła.
Po powrocie do hotelu wzięła prysznic, lecz chociaż był czas sjesty, nie
mogła wypoczywać. Lunch z Romainem zanadto wytrącił ją z równowagi. Pełna
była najrozmaitszych wrażeń, doznań, myśli i uczuć i nie potrafiła się w nich
rozeznać. Postanowiła więc przejść się po pobliskich uliczkach, żeby trochę
ochłonąć.
Wstąpiła do wspaniałej świątyni Hindu, lecz cały czas miała wrażenie, że
ktoś ją śledzi. Potem pochodziła trochę po targowiskach, kupiła sobie jakieś
ubrania i dopiero wtedy trochę się uspokoiła. Uliczki tętniły życiem, wypełniał
je różnobarwny egzotyczny tłum, widać było kobiety ubrane w sari, od czasu do
czasu można było spotkać świętą krowę.
Przyszło jej do głowy, że chyba postradała zmysły, jeśli kojarzyła swoją
osobę, choćby w myśli, z kimś takim jak Romain de Valois. Nie była dla niego
partnerką, tylko on jeszcze o tym nie wiedział.
Wracając do hotelu, nie spotkała nikogo znajomego i dopiero w korytarzu
ktoś zawołał ją przyciszonym głosem. To była Lucy, która uchyliła drzwi i
gestem zaprosiła ją do pokoju.
Sorcha próbowała wymówić się zmęczeniem, bezskutecznie.
- Mam coś, co może cię zainteresować - namawiała dziewczyna,
wyciągając w jej stronę papierową torebeczkę z białym proszkiem.
Sorcha zdrętwiała, w przeszłości zdarzało jej się to wielokrotnie - ludzie
wierzyli pogłoskom i oferowali jej narkotyki.
- 61 -
S
R
- Słuchaj, mnie to zupełnie nie interesuje - zaprotestowała gwałtownie. -
A i ty nie powinnaś się z tym zanadto obnosić.
- Och, nie bÄ…dz taka sztywna. Masz, co ci szkodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]