Archiwum
- Index
- Brenden Laila Hannah 08 Znak Ognia
- Bernard MacLaverty Secrets and Other Stories (pdf)
- Bernard Cornwell Warlord 3 Excalibur
- Hannah Kristin WspĂłlnicy
- Crosby Susan Prawie miodowy miesiąc
- Jamie Lynn Miller Darkness Falls
- Charles Boardman Hawes The Dark Frigate (pdf)
- Schiller Fryderyk Intryga i miśÂ‚ośÂ›ć‡ pl
- C.S. Lewis L'Ultima Battaglia
- McCaffrey Anne Smocze werble
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stemplofil.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprecyzowania - to znaczy między Jo a mną. Zapewne wiesz, że nie
zawsze małżonkowie sypiają w jednym łóżku, a często nawet w różnych
pokojach. Tak właśnie jest z nami. - I on cmoknął staruszkę w policzek,
zdjął płaszcz i ruszył z zakupami do kuchni.
- Widzę, że oboje nie zdajecie sobie, sprawy, jakie szkody może
przynieść taka decyzja waszemu małżeń-
stwu! - Esther podjęła kolejną próbę. - To nie jest dobry początek.
- Niepotrzebnie tak się tym przejmujesz, babciu. Widzisz... - spojrzała na
Marta, jakby w poszukiwaniu pomocy - ...Matt chrapie - zakończyła z
satysfakcją, dumna ze swojego pomysłu.
W tym momencie oczy Matta prześwidrowały ją niemal na wylot. Dobrze
wiedziała, że nie chrapie, ale uważała, że rozwiązanie było wprost
doskonałe.
- To tak, jakbyś próbowała zasnąć w hali fabrycznej!
- dodała z uśmiechem.
- Trzeba się zwrócić z tym do lekarza - skwitowała babcia - a nie
rozdzielać sypialnie.
Argument zdawał się trafiony, Jo dostrzegła w oczach babci ulgę.
- Poza tym istnieje coś takiego, jak zatyczki do uszu, a z własnego
doświadczenia wiem, że ostre szturchnięcie łokciem pod żebro potrafi
zdziałać cuda. Uważam, że wszystko to lepsze od spania w osobnych
łóżkach, możecie mi wierzyć.
- Porozmawiam z lekarzem - odezwał się Matt.
- Doskonale - powiedziała babcia zadowolona z obrotu sprawy. - A ty -
zwróciła się do Jo - kupisz sobie zatyczki do uszu.
- Babciu! - Jo przewróciła oczami.
- Nie masz się co obruszać - zbeształa ją staruszka.
- Już wkrótce Matt nie będzie miał z tym problemów, a tymczasem
zatyczki muszą wystarczyć. Posłuchaj choć raz mojej rady, wiem coś o
tym. Twój świętej pamięci dziadek, Panie świeć nad jego duszą, w
ostatnich latach
swego życia chrapał jak najęty. Właściwie - babcia zamyśliła się na
moment - gdzieś powinnam jeszcze mieć takie zatyczki.
- Nie znoszę tego i z całą pewnością nie będę sobie zatykać niczym uszu.
Zaczekamy, co powie lekarz, a na ten czas, jeśli pozwolisz, Matt zajmie
twój pokój.
Esther udała jednak, że w ogóle nie usłyszała tych słów.
- Zresztą, to wszystko i tak nie ma większego znaczenia, bo chciałam
wam powiedzieć, że wracam do mojego pokoju na górze. Czuję się już
znacznie lepiej.
- Będziesz chodzić po schodach? - zapytała Jo podejrzliwie.
- Naturalnie, lekarz wręcz zalecił mi takie ćwiczenie.
- W porządku, to wspaniale - ucieszył się Matt i uśmiechnął się do Jo. -
%7łeby nie zadręczać cię moim chrapaniem, będę spał na razie w pokoju
gościnnym.
Babcia wyglądała na mocno zawiedzioną, że jej plan spalił na panewce.
Gwizdnęła przeciągle i po chwili Aron i Aaron, jej ukochane psy, stały
obok niej.
- DokÄ…d to siÄ™ wybierasz?
- Nie rozumiem, co ciÄ™ tak dziwi, Joanno, idÄ™ z psami na spacer.
- Sama?
- Zawsze chodziłam sama, cóż w tym dziwnego?
- Dopiero co leżałaś obłożnie chora, a teraz nagle chcesz iść sama na
spacer z dwoma psami? - Matt nie posiadał się ze zdziwienia.
- Chyba się nie martwicie, że się lepiej czuję? - spytała nieco teatralnie. -
A ja wam mówię, że dożyję
jeszcze chwili, w której przyjdą na świat moje wnuki!
- uśmiechnęła się promiennie. - To byłoby naprawdę cudowne! Nie to, że
naciskam, czy coś takiego. Doskonale zdaję sobie sprawę, że młode
małżeństwo chce mieć trochę czasu dla siebie, nim zdecyduje się na
dziecko, ale...
- sięgnęła po płaszcz - na razie wam to nie grozi, skoro śpicie w osobnych
pokojach.
Matt pomógł jej włożyć płaszcz.
- Chętnie ci potowarzyszę - dodał jakby nigdy nic
- ostatnio mam za mało ruchu i spacer bardzo dobrze mi zrobi.
- Ktoś tu zmyśla - podsumowała babcia, zerkając na swego chrześniaka. -
Ale to miło, że chcesz dotrzymać towarzystwa starszej damie.
Jo stała dłuższą chwilę w drzwiach frontowych i patrzyła za nimi. Babcia,
mimo że zabrała ze sobą laskę, wcale się na niej nie opierała. Ujęła Matta
pod ramię i szła obok niego, bez problemu dotrzymując mu kroku.
- Uważaj na siebie... - wymamrotała, ale Esther nie mogła już usłyszeć
tych słów.
Jo nie miała najmniejszych wątpliwości, że babcia wróciła do dawnej
formy, i to pod każdym względem. Jedyną myślą, która zaprzątała teraz
jej umysł, był dylemat, jak wybrnąć z tej pułapki, w którą wpadli z Mat-
tem po uszy. Zamknęła drzwi i skierowała się do pokoju gościnnego w
nadziei, że może tam zawieruszył się choć jeden komplet czystej pościeli.
Wieczorem zasiedli do partyjki scrabble'a, lecz nim zdążyli na dobre
rozpocząć grę, rozległ się dzwonek.
Esther skoczyła na równe nogi niczym nastolatka i niemal biegiem
ruszyła w stronę drzwi.
Jo i Matt spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, przeczuwając nowe kłopoty.
Ich uszu dobiegały podejrzane okrzyki i piski.
- Idziemy sprawdzić, co tam się święci? - nie wytrzymała w końcu Jo.
Przez moment wsłuchiwali się w trudne do zidentyfikowania odgłosy,
przytłumione donośnym szczekaniem psów. Po chwili, gdy psy wreszcie
ucichły, usłyszeli czyjeś chichoty i szepty.
- Nie, ja chyba nie chcę wiedzieć - jęknęła Jo, ukrywając twarz w
dłoniach.
- W pełni się z tobą zgadzam, nie mam już ochoty na ciąg dalszy tych
komplikacji.
- Pomyślę lepiej nad kolejnym słowem, babcia nigdy nie pozwoli mi się
zastanowić.
- Pomyśl, choć gdyby wszyscy potrzebowali tyle czasu co ty, ta gra
trwałaby wieczność!
Roześmiał się serdecznie i choć Jo w pierwszej chwili poczuła się trochę
dotknięta, to czułość wypisana na jego twarzy przypomniała jej wieczory
spędzone dawniej z Mattem i ich zawzięte rozgrywki w scrabble'a.
Wkrótce dał się słyszeć trzask zamykanych drzwi wejściowych i Esther
powróciła do salonu. Wciąż jednak słychać było jakieś podejrzane piski.
- Co to takiego, babciu?
- Ach, nic, to tylko ptaszki, będę ich doglądać przez kilka dni. Nie ma
powodu do zmartwienia.
- Jakie ptaszki? - Tym razem nie wytrzymał Matt.
- No, ptaszki, papużki, bardzo piękne i kolorowe -powiedziała z
wyraznym zadowoleniem Esther. - Robią trochę hałasu, ale nawet nie
wiem, w jakim mówią języku. Na pewno nie jest to angielski.
- Trochę hałasu? To jazgot!
Jazgot, który dobiegał z pokoju gościnnego. Matt wstał, by sprawdzić, co
dzieje się w jego nowym lokum. Powoli zajrzał do środka i oniemiał.
Szybko zamknął z powrotem drzwi, odwrócił się do Esther ze skrzyżo-
wanymi na klatce piersiowej rękami i rzucił przez zaciśnięte zęby:
- Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?
- Co tam jest? - zapytała Jo, nie chcąc przeciskać się między nim a
drzwiami.
- Zobacz sama - odrzekł teatralnie i powoli odsunął się na bok.
- O mój Boże! - zawołała piskliwie. - Coś ty znowu wymyśliła?! - Meble
w pokoju zsunięte były pod ściany i okryte folią, a na środku stała
olbrzymia klatka sięgająca niemal sufitu, a w niej sześć olbrzymich
papug. - To po to, żebyś spał razem ze mną - jęknęła zrozpaczona. - To nie
do wiary, zmieniła pokój gościnny w zoo, by dopiąć swego.
- Domyślam się, o co tu chodzi, trzeba przyznać, że umie walczyć o
swoje. - Na twarzy Matta pojawił się szeroki uśmiech, a w jego słowach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]