Archiwum
- Index
- Anne McCaffrey Acorna 2 Acorna's Quest
- Gordon Dickson Childe 08 The Chantry Guild
- Gordon Korman The Twinkie Squad (v1.0)
- Gordon Dickson The Right to Arm Bears
- 234. Gordon Abigail Partnerzy
- Gordon Abigail Za mloda na milosc
- Gordon_Barbara_ _Gwiazdy_na_ziemi
- Gordon Dickson Time Storm
- 249. Clark Lucy Ĺťycie na walizkach
- 533. Ellis Lucy Randka w Toronto
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Opowiedz nam jakąś historię, Gabe - poprosiła Emma
po skończonej kolacji, gdy naczynia były ju\ pozmywane.
- Ja... - zamierzał powiedzieć, \e nie mo\e, \e musi
jechać, ale te słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
Będzie łatwiej, gdy dzieci ju\ pójdą spać, a nie wtedy, gdy
będą stać i gapić się, jak odje\d\a, przekonywał sam siebie.
- Znam jedną krótką - powiedział więc.
- O bykach? - spytała Emma. Gabe zauwa\ył, \e Charlie
a\ zadr\ał.
- Nie - powiedział. - Ta jest o lordzie.
Kątem oka dostrzegł, \e Freddie drgnęła. Jednak celowo
na nią nie spojrzał.
Usiadł z dziećmi i zaczął opowiadać. Opowiedział im o
dwóch kuzynach - braciach krwi", bo pewnego razu nakłuli
swoje palce i pomieszali krew, choć i tak łączyły ich więzy
krwi. Przyrzekli zawsze sobie pomagać. Ale potem dorośli i
ich drogi się rozeszły. Jeden został kowbojem, a drugi był
wychowywany na prawdziwego lorda.
- Opowiedz nam o kowboju - powiedziała Emma. Ale
Gabe pokręcił głową.
- O kowboju wiecie ju\ wszystko.
Zamiast tego opowiedział im o Randallu. Mówił o
obowiązkach, odpowiedzialności i poświęceniu. Mówił o
stawianiu potrzeb innych ludzi ponad własnymi i robieniu
rzeczy, które są potrzebne.
- Czasami to wcale nie jest zabawne. I wcale nie wyglÄ…da
na jakieÅ› tam bohaterstwo, ale jest bohaterskie. Tak jak pani
Peek... być mo\e uratowała ci dzisiaj \ycie.
- Ty mnie uratowałeś. Walczyłeś z bykiem - upierał się
Charlie.
- Nie wiedziałbym nawet, gdzie jesteś, gdyby pani Peek
nie wysłała po mnie Emmy.
- Ale...
- Ja nie jestem bohaterem. - Gabe pokręcił przecząco
głową.
Spojrzał na Freddie, mając nadzieję, \e go słyszy.
Siedziała w odległym końcu pokoju, zajęta szyciem. Nie
usiadła z nimi, by posłuchać opowieści. Nie miał jej tego za
złe.
Ale słyszała, o czym rozmawiał z dziećmi, i zrozumie, jak
on bardzo \ałuje tego, co się stało.
- Pamiętajcie tę historię, nawet jak zapomnicie wszystkie
inne - powiedział na zakończenie i wstał. - No, czas do łó\ek.
Charlie uściskał go serdecznie. Emma powiedziała:
- Nie odje\d\aj, Gabe.
Pocałował ją na dobranoc i szepnął do ucha:
- MuszÄ™.
Dzieci poszły na górę z Freddie, a Gabe stał jeszcze przez
chwilę na dole i rozglądał się, by wszystko dobrze zapamiętać.
Podniósł torbę.
- Gabe?
Odwrócił się. Freddie stała na schodach. Była blada,
wyglądała dziwnie krucho, jakby ktoś ją zranił. To jego wina.
- ProszÄ™. Zaczekaj.
Nie chciał czekać. Nie wiedział, jak długo jeszcze zdoła
wytrzymać.
Jednak Freddie zeszła po schodach. Zaciskała nerwowo
dłonie.
- Mówiłeś, \e ci przykro, przepraszałeś. Ale to ja
powinnam to powiedzieć. Po prostu... myślę o Marku. Robił
takie głupstwa. Ryzykował niepotrzebnie. Zginął przez to!
Charlie... - Wybuchnęła płaczem, który zbierał się w niej od
chwili, gdy Emma nadbiegła ze straszną wiadomością.
Zakryła dłońmi twarz.
Nie miał wyboru, odło\ył torbę i podszedł do niej.
- Charliemu nic się nie stało - powiedział uspokajająco. - I
więcej ju\ tak nie zrobi. Nie będzie ryzykował jak Mark.
Nauczy się. Wszyscy chłopcy robią głupie rzeczy. - Poło\ył
ręce na jej ramionach, ale to było za mało, więc objął ją i
przytulił. - Był na drzewie, Freddie. Przestraszony, ale
bezpieczny. Dostał dobrą nauczkę.
- Ale ty... tobie się mogło coś stać.
- Ja te\ powinienem wejść na to drzewo - zapewnił Gabe.
- Ale nie chciałem, \ebyś musiała wzywać stra\ po\arną. Jak
by to wyglądało? Stałbym się wówczas brytyjską wersją
kowboja.
Prawie się uśmiechnęła. Spojrzała mu w oczy.
- Jesteś wspaniałym kowbojem. Najlepszym. Dziękuję.
- Nie wiem, za co - \achnÄ…Å‚ siÄ™ lekko.
- Uratowałeś Charliego. I... - zawahała się przez chwilę. -
Ja te\ dostałam nauczkę.
Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co ma na myśli. Freddie
wspięła się na palce.
- śe czasem warto zaryzykować - szepnęła mu do ucha, a
potem pocałowała w usta.
Chciał tylko ją pocieszyć. Po raz pierwszy w \yciu
trzymał w ramionach piękną kobietę i nie miał nadziei na nic
więcej. Jednak po chwili zaczęły się pieszczoty, pocałunki i
kiedy Freddie wzięła go za rękę i poprowadziła po schodach
do swego pokoju, nie zaprotestował.
Chciał, by nale\ała do niego ju\ na zawsze. Nie pamiętał
ju\ czasów, kiedy kładł się spać, nie myśląc o Freddie
Crossman, i nie budził z myślą o niej. A jednak zapytał:
- Czy na pewno tego chcesz? - Nie chciał, aby kiedyś
\ałowała. - Byłaś w takim stresie. Prze\yłaś szok.
- Jeszcze niczego w \yciu nie byłam tak pewna -
powiedziała, zarzuciła mu ręce na szyję i znowu pocałowała.
- Freddie... - powiedział ostrzegawczo dr\ącym głosem,
by dać jej jeszcze chwilę do namysłu, póki nad sobą panował.
Jednak gdy wyciągnęła koszulę z jego spodni i pieściła
rozpalone ciało, przestał się kontrolować.
Całował ją łapczywie, gorąco. Dr\ącymi palcami usiłował
rozpiąć guziki jej bluzki. Ona poradziła sobie szybciej,
zsunęła koszulę z jego ramion, pieściła jego tors, obsypała go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]