Archiwum
- Index
- Fred Saberhagen The Book of the Gods 04 God of the Golden Fleece
- Crymsyn Hart [Devil's Tavern 04] Seduction [Aspen] (pdf)
- Dan Abnett Duchy Gaunta 04 Gwardia Honorowa
- Alexander, Lloyd Chronicles of Prydain 04 Taran Wanderer
- Smedman Lisa Wojna Pajęczej Królowej 04 Zagłada
- DePalo_Anna_ _Szesciu_wspanialych_04_ _Niechciana_milosc
- Zelazny, Roger The Second Chronicles of Amber 04 Knight of Shadows
- 04 Grobowa Tajemnica Harris Charlaine
- Jeff Lindsay Dzieło Dextera 04
- Huebner, Louise Witchcraft For All (Wicca 04)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stemplofil.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niepojęte.
- Bardzo dobrze - szepnęła łagodnie, ale z lękiem, zrozumiała bowiem, do jak
olbrzymiego zwierzęcia, ośmieliła się zbliżyć. W porównaniu z nim samiec łosia wydawałby
się maleńki. - O, tak, spokojnie, powoli, może pętla zsunie ci się z ciała, nie napinaj jej
żadnym gwałtownym ruchem.
Stała teraz prawie nieruchomo, jeszcze tylko trochę popuściła linę.
- Teraz idz, idz, ostrożnie.
Miranda nie śmiała się poruszyć. W mrocznym lesie i w krainie Ciemności panowała
grobowa cisza.
Jeleń zrobił parę kroków.
W jej stronÄ™.
- Niedobrze - szepnęła Miranda, przerażona ponowną bliskością ogromnego
stworzenia. Teraz na wolności sprawiało wrażenie po dwakroć większego. - yle robisz,
oplątujesz sobie nogi, łapy czy kopyta, nie wiem, jak to się nazywa. Odejdz, tylko powoli!
Och, wpadam w histerię, naprawdę słowa nie są teraz ważne.
Megaceros stanął spokojnie, a potem zataczając piękny łuk rogami odwrócił się i
ruszył w stronę wzgórz. Lina powoli zsunęła się z grzbietu pradawnego zwierzęcia i upadła na
porośniętą mchem ziemię.
Miranda znów mogła zaczerpnąć powietrza. Oddychała ciężko jak po długim biegu,
tak wielkiego doświadczyła napięcia.
Olbrzymi jeleń zniknął.
Nagle przypomniała sobie swoją misję, swoją własną sytuację. Wciąż znajdowała się
w krainie potworów i chyba tylko za sprawą wyjątkowego zrządzenia losu bestie nie
zorientowały się, co się dzieje na ich terytorium, w pobliżu ich siedzib.
Jeleń był teraz bezpieczny. Miranda zobaczyła go jeszcze raz, gdy przechodził w
stronę wyżej położonych partii gór. Prawdopodobnie tam właśnie miał swój dom.
Zwinąwszy linę, Miranda pogładziła ją z czułym uśmiechem. Chciała podziękować za
to, że tej nocy uratowała życie.
6
Haram i Gondagil zatrzymali się w połowie drogi w dół. Z narastającym zdumieniem
obserwowali całą scenę ze skalnej półki.
- Nie wierzę własnym oczom - oświadczył Haram.
- Ja też nie, ale ona naprawdę to zrobiła! Wyciągnęła świętego ze śmiertelnej pułapki!
Lud Timona z Krainy Mgieł musiał polować, aby przeżyć. Nigdy jednak nie
urządzano łowów na święte zwierzę, olbrzymiego jelenia. Ujrzenie tego zwierzęcia
przynosiło szczęście, jelenie w lasach Timona były więc najzupełniej bezpieczne. %7ładen z
dwóch mężczyzn nie mógł pojąć, jak doszło do tego, że wielki byk zapuścił się na terytorium
ich najgorszego wroga. Potwory oznaczały dla jeleni śmierć, zwierzęta dobrze o tym
wiedziały i nigdy tam nie chodziły. W dodatku dorosły doświadczony byk?
Niepojęte!
- To nie jest ta sama dziewczyna, która nie tak dawno przedostała się do Zwiatła -
stwierdził Gondagil.
- Tak, ta jest większa, starsza. Ma też inne włosy.
Gondagil nie chciał powiedzieć tego na głos, niewysoko bowiem cenił kobiety, które
znał, lecz zaczął się zastanawiać, czy nie istnieje przypadkiem grupa dziewcząt obdarzonych
szczególną łaską, może wręcz bogiń? Najpierw ta mała, którą w tak cudowny sposób
uratowano i zabrano do Królestwa Zwiatła. A teraz ta, która zdawała się niczego nie bać.
Wyciągnęła nawet olbrzymie zwierzę z głębokiego dołu. Doprawdy, to graniczyło z cudem.
Obserwowali jelenia wspinającego się na pobliskie wzgórze. Dziewczyna wciąż
znajdowała się na dole. Haram i Gondagil widzieli, że dalszą drogę odcinają jej siedziby
potworów porozrzucane po zaroślach.
- No cóż, to jej kłopot - cierpko stwierdził Haram. Zwięty został ocalony, chodzmy
stąd, zanim bestie nas zwęszą. Zeszliśmy za nisko.
Miranda nie bardzo mogła się zorientować, gdzie jest. Las przesłaniał jej widok i nie
widziała drogi, którą sobie obrała. Kiedy spotkała ją przygoda z jeleniem, kierowała się ku
pasmu wzgórz widocznemu z oddali, lecz teraz straciła je z oczu.
Czy miała wrócić w stronę muru, żeby mieć lepszą widoczność? Nie, to za daleko, nie
chciała się cofać. No cóż, tak czy inaczej powinna chyba poruszać się w prawo, według planu.
Nerwy nie chciały się uspokoić. Wciąż była radośnie podniecona przygodą z
olbrzymim jeleniem. Palce jej drżały, serce waliło mocno i szybko. Będzie miała o czym
opowiadać Indrze i innym. Przede wszystkim Tsi. On zrozumie jej szacunek i podziw dla
kolosalnego zwierzęcia.
Indra natomiast lubi we wszystkim znalezć powód do śmiechu, Miranda będzie
musiała opowiedzieć jej o swych przejściach na wesoło, o tym idiotycznym pomyśle
zeskoczenia do dołu, wypełnionego całkowicie przez potężne stworzenie, podkreślić swój
brak rozsądku, kiedy stała na dole i wyobrażała sobie, że ona nie cięższa niż kogut... Nie, to
złe wyrażenie, Mirandzie często myliły się porównania. Ona, nie cięższa niż kogucie pióro, w
każdym razie niż piórko, chciała stanowić przeciwwagę dla kolosa z zamierzchłych czasów.
A teraz w górę, hop, hop, hop .
Nie, nie miała ochoty żartować z niezwykłego wydarzenia, przeżycie było
niesamowicie piękne, intensywne i dramatyczne. Nigdy przedtem nie znalazła się tak blisko
dzikiego zwierzęcia, w dodatku zwierzęcia tak szczególnego.
Miranda poczuła, jak ze wzruszenia ściska ją w gardle.
Zatrzymała się gwałtownie.
Potwory? Słyszała je za plecami, dobiegły ją podniecone głosy.
Doszła do wniosku, że najwidoczniej odnalazły uszkodzoną pułapkę. Na pewno
wyczuły zapach wielkiego zwierzęcia, bo przecież Megaceros pachniał bardzo ostro. Może
zwietrzyły także człowieka, ją?
Musi się stąd jak najszybciej oddalić. Niewyk1uczone, że pójdą jej śladem.
Ruszyła biegiem. Trudno było przy tym zachować należytą ostrożność i już po
krótkiej chwili wpadła na jedną z siedzib potworów.
Upłynął moment, zanim bestie zorientowały się, co się i stało. Wokół zrzuconego na
kupę pożywienia zebrało się ich zaledwie kilka. Nic nie rozumiejąc wpatrywały się w
dziewczynę małymi czarnymi oczkami, ledwie widocznymi w twarzach ciemnych od ziemi i
brudu. Wreszcie dwie bestie wydały z siebie przerazliwy okrzyk i na placyku zaroiło się od
istot, które wypełzły z ziemianek.
Ale Miranda już rzuciła się do ucieczki. Zorientowała się, że potwory podjęły pościg
za nią, pędziła więc jak szalona przez zarośla. Usłyszała, że i w innej osadzie, bardziej na
lewo, podniósł się rwetes.
Od strony Gór Umarłych znów dobiegło zawodzenie.
Przepadłam, pomyślała Miranda przerażona. Co robić, długo nie wytrzymam takiego
tempa. Mogę zresztą natrafić na kolejną osadę i...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]