Archiwum
- Index
- Eve Adams [Menage Amour 145] Between the Covers (pdf)
- Colligan.Douglas.Strange.Energies.H
- Adams, Douglas Autostopem przez Galaktykę
- Supernaturalny Bestiariusz II
- Cienie 02 Helen R. Myers Czarownica
- Moreland Peggy SiśÂ‚a przycić…gania
- Jo Clayton Dancers 02 Serpent Waltz
- GR841. DUO Gold Kristi Niecodzienna przysśÂ‚uga
- Ann Rule A Fever In The Heart
- Hannah Kristin Wspólnicy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Artura ta czy y razem z g azami, jego stopy ta czy y razem z ta cz ziemi . Gna , jakby bieg by straszn chorob
polegaj na wymiotowaniu przez skór potem. Serce wali o mu w rytm dudni cego wokó geologicznego szale stwa.
Logice sytuacji, znaczy si temu, e je li rzeczywi cie ma nast pi kolejne wydarzenie w legendzie o jego
nie wiadomym prze ladowaniu Agrajaga, to musi prze , zupe nie nie udawa o si oddzia ywa na jego psychik , a tym
bardziej mie na ni najmniejszego uspokajaj cego wp ywu. Gna , a w sobie, pod sob i nad sob mia miertelny strach, który
próbowa z apa go nawet za w osy. Nagle Artur znów si potkn i polecia do przodu z pot nym impetem. W chwili kiedy
mia strasznie twardo uderzy o ziemi , tu przed sob zobaczy ma granatow torb podró , któr mniej wi cej dziesi lat
temu (licz c w jego osobistej skali czasu) zgubi podczas odbierania baga u na lotnisku w Atenach. W bezbrze nym zdziwieniu
nie trafi w ziemi i wystrzeli w powietrze.
Mózg Artura za piewa .
Artur lecia . Rozejrza si zaskoczony, nie mog o by jednak w tpliwo ci, e w nie to robi . adna cz jego cia a
nie dotyka a ziemi, adna nawet si do niej nie próbowa a zbli . Po prostu si unosi , podczas gdy wokó lata y g azy.
Koniecznie trzeba by o w tym co zmieni . Mrugaj c z niewiar z powodu atwo ci przedsi wzi cia, poszybowa
wy ej - teraz g azy lata y pod nim. Z pe napi cia ciekawo ci spojrza w dó . Mi dzy sob a dr ziemi mia dobre
dziesi metrów pustej przestrzeni, to znaczy pustej, je li pomin o si g azy, które d ugo si w niej nie zatrzymywa y, lecz
spada y w stalowym uchwycie prawa ci ko ci; tego samego prawa, które - na to wygl da o - Artur wys na urlop.
Z instynktown precyzj , któr daje duszy cz owieka odruch samozachowawczy, Arturowi prawie natychmiast
przysz o na my l, e musi spróbowa o nim nie my le , gdy gdyby tylko zacz , prawo ci ko ci spojrza oby nagle w jego
kierunku i zechcia o si dowiedzie , có , do pioruna, Artur robi w górze, i wszystko od razu by si sko czy o. My la wi c o
tulipanach. Zadanie by o trudne, ale stara si . My la o cudownym, wyra nym zaokr gleniu tulipanich cebulek, my la o
fascynuj cej ró norodno ci kolorów ich kwiatów i zastanawia si , ile tulipanów mo e wyrosn , czy raczej mog o rosn , na
Ziemi w promieniu kilometra od wiatraka. Po chwili rozmy lania te niebezpiecznie go znudzi y i poczu , e powietrze umyka
spod niego. Zacz opada w kierunku przefruwaj cych z hukiem g azów, o których tak bardzo stara si nie my le ; przez
krotk chwil my la wi c o lotnisku w Atenach, co zaj o jego uwag oko o pi ciu minut, po up ywie których odkry z
zaskoczeniem, e szybuje mniej wi cej dwie cie metrów nad ziemi . Przez chwil zadawa sobie pytanie, w jaki to sposób
dostanie si na dó , od razu jednak odrzuci je i spróbowa spojrze na sytuacj z powag .
Lecia . Co z tym pocz ? Ponownie spojrza ku ziemi. Nie wpatrywa si , robi co móg , by rzuci jedynie przelotne,
leniwe spojrzenie. Istnia o kilka rzeczy, które zobaczy . Jedn z nich by o to, e erupcja góry ju min a. Tu poni ej szczytu
wida by o krater, prawdopodobnie tu góra zapad a si , zasypuj c olbrzymi katedr w jaskini, pomnik Artura i okrutnie
sponiewieranego Agrajaga. Drug rzecz by a jego torba podró na - ta sama, któr zgubi na lotnisku w Atenach. Le a
impertynencko na ods oni tym kawa ku terenu, otoczona wyczerpanymi do cna g azami, jednak przez aden nie trafiona. Nie
mia pomys u, jak to si mog o uda . Poniewa jednak jeszcze wi kszym cudem by zupe nie niemo liwy fakt, e torba w ogóle
tu le a, szukanie rozwi zania pierwszej zagadki nie by o czym , do czego czu si wystarczaj co silny. Faktem by o, e
le a. Równocze nie wygl da o na to, e znikn obrzydliwy worek z imitacji lamparciego futra. Nawet je li nie do ko ca
63
wyt umaczalne, by o to wspania e. Zrozumia , e postawiono go przed faktem dokonanym, i musi podnie torb . Lecia
dwie cie metrów nad powierzchni obcej planety, której nazwy nawet nie pami ta , nie móg wi c zignorowa po owania
godnego po enia male kiej cz stki tego, co kiedy by o tre ci jego ycia - zw aszcza tu, tyle lat wietlnych od
sproszkowanych resztek ojczyzny.
Poza tym przypomnia sobie, e w torbie - je li ci gle zawiera a to, kiedy j zgubi - musi by puszka z jedynym
obecnie we wszech wiecie greckim olejem z oliwek.
Powoli, ostro nie, centymetr po centymetrze zacz sp ywa w dó . Ko ysa si delikatnie z boku na bok jak
przestraszony kawa ek papieru, który zauwa , e rozpocz podró ku ziemi. Sz o mu wietnie, czu si dobrze. Powietrze
nios o go, ale równocze nie przepuszcza o. Dwie minuty pó niej Artur unosi si pó metra nad torb i wiedzia , e czeka go
kilka trudnych decyzji. Lekko si zawaha . Zmarszczy czo o, najdelikatniej, jak umia . Je li chwyci torb , to czy b dzie w
stanie j unie ? Czy dodatkowy ci ar nie ci gnie go w dó ? Czy samo dotkni cie gruntu nie zniesie nagle magicznej mocy,
która utrzymuje go w powietrzu? Czy nie by oby lepiej, gdyby zachowa si rozs dnie i na jedn , dwie chwile wróci z
powietrza na twardy grunt? Je li tak zrobi, to czy kiedykolwiek b dzie znów w stanie lata ?
Gdy w pe ni u wiadomi sobie, e frunie, odczu co tak spokojnie ekstatycznego, a bola o go na my l, i mo e
straci zdolno latania mo e na zawsze. Z tym nowym zmartwieniem w duszy znów uniós si kawa ek w gór - tylko po to, by
czu lot, czu zaskakuj cy i nie wymagaj cy wysi ku ruch. Unosi si , szybowa . Spróbowa krótkiego lotu nurkuj cego.
Nurkowanie by o fantastyczne. Z rozpostartymi ramionami, trzepocz cymi w osami i opocz cymi po ami szlafroka spad z
nieba, prze lizgn si na poduszce powietrza pó metra nad powierzchni planety i znów uniós w gór , zatrzyma w
najwy szym punkcie uku, którym wyniós go rozp d, i zastyg w powietrzu. Po prostu stan w powietrzu. Utrzymywa si w
bezruchu.
By o to cudowne.
To w nie - zrozumia - jest sposób, w jaki mo na podnie torb . Pomknie w dó i z apie j w chwili, gdy zacznie
si wznosi . We mie j z sob ku górze. Mo e nieco nim to zachwieje, by jednak pewien, e si uda. Prze wiczy jeszcze dwa,
trzy razy lot nurkuj cy - udawa si coraz lepiej. Wiatr na twarzy, spadanie i nurkowanie, wszystko tworzy o ca i
wyzwala o takie upojenie zmys ów, jakiego Artur nie czu od... od... no, odk d by w stanie si gn pami ci . Innymi s owy -
od urodzenia. Unosi si na poduszce lekkiej bryzy i ogl da panoram okolicy, która - jak stwierdzi - by a do ohydna.
Wygl da a na zdewastowan i opuszczon . Postanowi , e nie b dzie na ni wi cej patrzy . Podniesie torb i... nie wiedzia , co
zrobi, gdy podniesie torb . Postanowi , e na pocz tek tylko j podniesie, a potem zobaczy, jak sytuacja si rozwinie.
Pohalsowa pod wiatr, uniós si pchany nim w gór i obróci . Teraz p yn na wietrze. Nie zauwa tego, ale jego
cia o w nie si wilomi o. Schyli si pod pr dem powietrza, za ama tor lotu i zanurkowa . Powietrze wokó mkn o, pru
przez nie. Grunt w dole niepewnie si zachybota , postanowi jednak zachowa rozs dek, uniós si wi c spokojnie w kierunku
Artura razem z torb , której zu yte plastikowe uchwyty skierowane by y prosto w gór .
W po owie drogi w dó nast pi gro ny dla Artura moment, gdy b c nowicjuszem, nie móg d ej wierzy , e
naprawd robi to, co robi, i dlatego nieomal przesta to robi , w odpowiednim jednak momencie pozbiera si , przeszybowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]