Archiwum
- Index
- Cienie 02 Helen R. Myers Czarownica
- Cayuela Jose Wyznania czarownic
- Jacek Piekara Młot na Czarownice
- Laurie King Mary Russel 05 O Jerusalem
- Harlan Ellison Paingod & Other Delusions
- Denise A. Agnew Combustion
- Julio Cortazar Rayuela
- Awakening Pr
- Cook Robin Sfinks
- Diana Palmer Mystery Man
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustawać z braku wody. Cymerianin przeświadczony, że dotrą do oazy przed zmierzchem,
zabrał tylko niewielką ilość życiodajnego płynu. Gdy dotarli na miejsce Conan musiał siłą
odciągnąć zwierzę od wody, by nie wypiło jej zbyt dużo.
Podczas minionych dwu dni Conan miał dużo czasu na myślenie. Doszedł do wniosku, że
złodziejstwo jest zbyt niepewnym rzemiosłem. Samotny złodziej ryzykował bardzo wiele i
nie mógł liczyć na niczyją pomoc w razie pojmania. Po spotkaniu Isparany, Karameka i
Ajhindara, barbarzyńca zrozumiał, że wytrawny złodziej powinien mieć protektora. Ta trójka
została sowicie opłacona i wyposażona przez swoich panów, z których każdy otoczyłby ich
opieką, gdyby przypadkiem wpadli w ręce prawa.
Oczywiście można było zrobić wspanialszą karierę. Młody góral mógł marzyć o koronie i
pięknych księżniczkach, ale nie było prawdopodobne, by kiedykolwiek posiadł jakąś koronę
czy księżniczkę.
Conan postanowił, że gdy wypełni tę misję i odzyska z powrotem swoją duszę, to spróbuje
zwrócić na siebie uwagę bogatego pracodawcy. Na razie jednak on i Koń mieli tylko brzuchy
pełne wody, i była to jedyna jasna strona obecnej sytuacji.
Niezdolny odpędzić uparcie kłębiące się myśli, Conan leżał niespokojnie. Oazę, w której
się znajdował, zwano niekiedy Tchnieniem Arenjun lub Wizją Kherdpuru, przy czym nazwa
zależała od kierunku podróży. Noc była chłodna i Cymmerianin szczelniej okrył się
płaszczem. Stojący obok Koń zarżał cicho.
Na drugim brzegu sadzawki, otoczonej pierścieniem pustynnej trawy oraz ocieniających
wszystko palm, obozowali dwaj mężczyzni, których Conan zastał przybywając do oazy.
Dotąd zamienił z nimi tylko kilka słów.
Tamci przygotowywali się do podróży nocą, która była mniej uciążliwa niż przemierzanie
pustyni za dnia. Mieli dwa wielbłądy i pięknego, brunatnoczerwonego konia. Conan chętnie
wyruszyłby z nimi, ale musiał dać swemu wierzchowcowi odpocząć.
Jeden z mężczyzn obserwował Cymmerianina, zapewne z nudów, jak przypuszczał Conan.
Godzinę temu, kiedy barbarzyńca pił wodę razem z Koniem, spod tuniki wysunęło mu się
fałszywe Oko Erlika. Potem, gdy Conan odciągał zwierzę od wody, rozbudził tym duży
podziw podróżnych. Oczywiście siła jego pana najbardziej zdziwiła samego Konia.
O brzasku ponownie napełnimy nasze brzuchy wodą, Wodna Zwinio obiecał mu
wtedy Conan, jednocześnie nadając zwierzęciu nowe imię.
Teraz koń spał, zaś Cymmerianin, wciąż bijąc się z myślami, zaciekawił się leniwie,
dlaczego tamci dwaj jeszcze nie odjechali?
Gdyby Cymmerianin zapadł w sen, mógłby się już nigdy nie przebudzić. Oaza zwana
Wizją Kedpuru czy Tchnieniem Arenjun omal nie stała się dlań Oazą Zmierci.
Conan nie wiedział, że dwaj ludzie, z którymi przyszło mu dzielić dobrodziejstwa oazy,
pochodzili z Samary w Mglistych Górach na południowym wschodzie Turanu i trudnili się
pewnym szczególnym rzemiosłem. Obecnie podróżowali do Shadizar w Zamorze, by
sprzedać tam różne przedmioty, z których żaden nie został przez nich kupiony&
Jeden z nich, Uskuda, był kilka razy w Zambouli, leżącej przy drodze karawan z Colchian,
i widział kiedyś amulet noszony przez rządzącego Zamboulą satrapę. Dziś o zachodzie słońca
po raz drugi zobaczył ten amulet i uznał, że tak cenna królewska zdobycz podwoiłaby jego
zyski w grzesznym Shadizar. Cudzoziemski osiłek, co rzucało się w oczy, był zmęczony, ale
Uskuda dla pewności zaczekał więcej niż godzinę.
Wreszcie ruszył na drugą stronę oazy. Samaryjczyk obszedł cicho sadzawkę z wodą i gdy
znalazł się o trzy kroki od leżącego na wznak, okrytego płaszczem mężczyzny, przykucnął i
wyciągnął sztylet. Piasek zgrzytnął mu pod stopami, gdy poderwał się by zadać morderczy
cios. Szelest ten nie był pierwszym, który dotarł do Conana, dając mu znać, że jakiś człowiek
skrada siÄ™ ku niemu.
Cymmerianin od dłuższej chwili leżał czujny i wyczekujący.
Jego prawa ręka przepełzła nieznacznie do rękojeści miecza, a lewa przesunęła się przez
pierś ku brzegowi spłowiałej opończy.
Ucho zwykłego człowieka nie potrafiłoby tego dokonać, ale Conan bez trudu rozpoznał
szmer opuszczającego pochwę sztyletu. Teraz usłyszał szelest ubrania i dwa pośpieszne kroki.
Lewa ręka Conana odrzuciła płaszcz, zaś prawa podniosła miecz. W tym samym
momencie mięśnie brzucha barbarzyńcy naprężyły się podrywając jego tułów z ziemi i
złamany miecz dzgnął napastnika w brzuch pomiędzy pępkiem a przeponą.
Siła ataku powaliła Conana z powrotem na ziemię, lecz pchnięcie barbarzyńcy pozbawiło
Uskudę tchu. Brak szpica i gruba odzież uchroniły Samaryjczyka przed śmiercią, ale jego
dziewiętnasta próba morderstwa jako pierwsza zakończyła się niepowodzeniem.
%7łelazne muskuły lewego ramienia Conana naprężyły się odrzucając mężczyznę w bok.
Dopiero teraz Cymmerianin uświadomił sobie, że wbrew pozorom nie zdołał przebić tego
człowieka.
Chwilę pózniej Conan był już na nogach. Jego przeciwnik wciąż zwijał się na ziemi nie
mogąc złapać tchu. Walcząc hałaśliwie o oddech Uskuda w końcu podniósł się na nogi.
Wstając upuścił sztylet i sięgnął po miecz.
Cymmerianin uderzył pełen sprawiedliwego gniewu. Uskuda odskoczył tnąc przeciwnika
w nogi. Ostrze Samaryjczyka przecięło tylko powietrze, zaś Conan poznał, iż ma przed sobą
niedoświadczonego, podstępnego szermierza. Za moment dwaj sprężeni mężczyzni znów
stanęli naprzeciw siebie, z zaciśniętymi zębami i lekko poruszającymi się mieczami.
Uskuda zrobił zwód i pchnął krótko. Conan uskoczył w bok i obróciwszy się dookoła,
skierował świszczące cięcie w kark tamtego. Samaryjczyk przykucnął ratując się przed utratą
głowy i znów rąbał Conana po nogach. Cymmerianin podskoczył wysoko, po czym przesunął
się zwinnie za plecy Uskudy. Ten obrócił się pośpiesznie zdając sobie sprawę, iż stanął wobec
zręczniejszego od siebie przeciwnika.
Poddaję się powiedział Samaryjczyk myślałem, że jesteś kimś innym! Wybacz
mi.
W chwili gdy Cymmerianin przystanął, by rozważyć tę propozycję pokoju, Uskuda
wyprysnął w długim wypadzie, dzgając prosto w brzuch barbarzyńcy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]