Archiwum
- Index
- Diana Hunter [Submission] Services Rendered [EC Taboo] (pdf)
- Diana Copland Grand Jete (pdf)
- Diana DeRicci Beach Bums 2 Swept Away
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- Diana Palmer Long Tall Texans 10 Emmett
- Diana Palmer Wakacje w Meksyku (Mystery Man)
- 0914. Palmer Diana W pogoni za szczęściem
- Diana Palmer Mystery Man
- Diana Palmer W sercu gĂłr
- Diana Palmer Tajny agent
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko się uło\y, zobaczysz.
Amanda przymknęła oczy i pozwoliła płynąć łzom. Jeszcze nigdy matka
nie była jej tak bliska.
Gdy Marguerite odwiedziła następnego ranka Amandę, zastała ją
siedzącą na du\ym, składanym krześle, ubraną w te same rzeczy, które
miała na sobie podczas wypadku.
- Czy\byś ju\ wybierała się z powrotem na ranczo, moja droga? -
zapytała delikatnie Marguerite.
- Wracam do domu - oświadczyła zdecydowanie Amanda, choć
wyglądało na to, \e nawet siedzenie sprawia jej ból. -1 to natychmiast.
Wiem, \e mama chciałaby, \ebym pomogła jej w weselnych przygoto-
waniach, ale naprawdÄ™ zle siÄ™ czujÄ™. Ona to zrozumie.
- Tego się właśnie obawiałam, więc przedsięwzięłam niezbędne środki
zapobiegawcze. Mam nadziejÄ™, \e kiedyÅ› mi to wybaczysz.
Amanda zamrugała gwałtownie powiekami. W głowie jej się kręciło i było
jej niedobrze. Dopiero kiedy do pokoju wszedł Jace, dotarło do niej
znaczenie słów Marguerite.
- Amanda chce wracać autobusem do domu - poinformowała syna
Marguerite.
- Gdzie jest Duncan? - zapytała Amanda, chcąc zmienić temat.
- W pracy - odparł ostro Jace. - Tam gdzie i ja powinienem być.
- Jace! - zaprotestowała Marguerite.
- Ja Cię tu nie zapraszałam - powiedziała słabym głosem Amanda. -
Dam sobie znakomicie radÄ™ sama.
- Co za odwaga! - skomentował jej słowa Jace.
- Tak, odwaga - szepnęła jeszcze słabiej. Nie miała ju\ siły walczyć. - Tak
mnie boli - jęknęła, a z jej oczu popłynęły łzy.
Jace błyskawicznie znalazł się przy niej i chwycił ją na ręce.
- Nie - próbowała protestować Amanda. - Są przecie\ fotele na kółkach.
- Ani mi się śni czekać -mruknął Jace. - Idziemy, mamo.
Ju\ załatwiłem wszystkie formalności -zwrócił się do Amandy. - A jeśli
powiesz choć słowo o rachunku, to popamiętasz.
Następnego ranka, mimo protestów Marguerite i Amandy, Bea wyjechała
do Nassau. Postanowiła poczekać ze ślubem, a\ Amanda wydobrzeje.
- Reese mnie zrozumie - zapewniała córkę. - To taki dobry człowiek. Na
pewno go polubisz.
Amanda bardzo \ałowała, \e stan jej zdrowia wyklucza na razie
jakiekolwiek podró\e. Marzyła o wyjezdzie, a zamiast tego le\ała po
prostu w łó\ku, w gościnnym pokoju Whitehallów.
Jedynym miłym akcentem tego dnia było pojawienie się posłańca z
ogromnym bukietem gozdzików, ró\, lilii, irysów i chryzantem.
- Dla mnie? - zapytała zdziwiona Amanda.
- Jeśli tylko nazywa się pani Amanda Carson - odparł z uśmiechem
posłaniec.
- Gdybym nawet nazywała się inaczej, to z powodu tego bukietu chętnie
zostałabym panną Carson zaśmiała się Amanda.
Usiadła i zanurzyła twarz w kwiatach. Ten, kto przystał ten bukiet, musiał
dobrze znać jej gust. Dominowały w nim \ółte ró\e i stokrotki, które lubiła
najbardziej.
Drzwi otworzyły się znowu i do pokoju wszedł uśmiechnięty Duncan.
Kiedy tylko znalazł się koło niej, Amanda objęła go mocno za szyję. Azy
wzruszenia pojawiły się w jej oczach i nie zauwa\yła, \e w pokoju zjawił
siÄ™ tak\e Jace.
- Och, Duncanie, jesteś prawdziwym aniołem, są naprawdę cudowne -
mówiła to śmiejąc się, to płacząc i całowała go, nie zwracając uwagi na
jego zdziwioną minę i na wściekłość Jace'a.
-HÄ™?
- Mówię o kwiatach, ty głuptasie zaśmiała się Amanda. Z rozjaśnioną
radością twarzą, otoczoną kaskadą srebrzystoblond włosów, w cienkiej
zielonej nocnej koszuli podkreślającej jej brzoskwiniową cerę wyglądała
przepięknie. - Są takie cudne. Wiesz, \e nikt jeszcze nigdy nie przysłał
mi kwiatów? A ja... o co chodzi? - zapytała widząc, \e patrzy na nią ze
zdziwieniem.
- Cieszę się, \e ci się podobają, ale nie ja je przysłałem, kochanie -
odparł.
- Więc kto?
Jace bez słowa wyszedł z pokoju. Czy\by... czy\by to on? - pomyślała.
Dr\ącymi palcami sięgnęła pp przyczepiony do bukietu bilecik.
- To na pewno Terry... nie, jednak nie - poprawił się Duncan - bo
przecie\ nic mu nie mówiliśmy. Nie chcieliśmy go niepokoić.
Amanda przeczytała bilecik, upuściła go na koc i przymknęła oczy.
Na białym kartoniku widniało tylko czteroliterowe imię, napisane
charakterem pisma znanym jej tak dobrze, jak własny. "Jace".
ROZDZIAA DZIEWITY
Jace zniknął na resztę dnia i Amanda wiedziała, \e go zraniła. Było
oczywiste, \e jego niechęć do Beatrice Carson nie przeniosła się na jej
córkę. Ale czy\ kwiaty nie były propozycją zawarcia pokoju?
Duncan spędził z nią cały wieczór, grając w remika i wygrywając. Po
kilku godzinach zniechęcona Amanda odmówiła dalszej gry.
- Ty paskudo - zaprotestował Duncan. - Jeszcze wcześnie. Zmuszasz
mnie, \ebym wyszedł i poszukał sobie jakiejś innej rozrywki.
- Nie męcz mnie, ty szulerze - zaśmiała się Amanda i oparła wygodniej o
poduszki. - Dziękuję ci za dotrzymanie mi towarzystwa, Duncanie. Czuję
się ju\ du\o lepiej. Chyba rano spróbuję nawet wstać.
- Nie spiesz siÄ™.
- Muszę. Muszę jak najszybciej wyjechać. Nie chcę być w pobli\u Jace'a.
- Nie ugryzie cię - zapewnił ją Duncan.
- Zało\ysz się? - uśmiechnęła się słabo Amanda.
- Czy zechcesz mi w końcu powiedzieć, co się dzieje?
- Niestety, to sprawy wyłącznie miedzy nami.
- To brzmi groznie, jakbyś chciała wyzwać go na pojedynek - za\artował.
- Kto wie, czy to nie rozwiązałoby sprawy - przyznała Amanda . -
Załatwiłby mnie w pierwszej rundzie. Z Jace'em nikt nie wygra.
- Nie jestem pewien.
- Ja jestem.
- ZpiÄ…ca?
Amanda pokręciła głową.
- Tylko zmęczona. Nawet nie jadłam kolacji.
- To pewne, \e przed świtem będziesz plądrować kuchnię - zbeształ ją
Duncan.
- Mo\liwe.
Słowa Duncana spełniły się tu\ po północy, kiedy to Amanda nie była ju\
w stanie znieść burczenia w brzuchu.
Narzuciła na siebie szlafrok i wyszła do holu. Minęła na palcach pokój
Jace a i cichutko zeszła na dół.
W ogromnej, znakomicie urządzonej kuchni Amanda czuła się jak u
siebie. Wiedziała, \e gospodyni nie będzie miała nic przeciwko temu, \e
coś przekąsi. Wyjęła z lodówki jajka i szynkę. Pochłonięta gotowaniem
nie od razu zauwa\yła, \e do kuchni wszedł Jace.
W zamszowej kurtce i starym kapeluszu nie wyglądał wcale jak powa\ny
biznesmen. Wyglądał tak, jak wyglądał Jason Whitehall, kiedy Amanda
była małą dziewczynką.
- Dlaczego wstałaś? - zapytał cicho, zamykając za sobą drzwi.
- Byłam głodna - wyjaśniła spokojnie.
- Coś tu pachnie jak omlet - rzekł spoglądając na patelnię stojącą na
kuchni.
- Zgadza siÄ™. Z szynkÄ….
- Pachnie cudownie.
On te\ wyglądał na głodnego. I na zmarzniętego oraz zmęczonego. Na
jego skroniach pojawiło się kilka siwych włosów, których Amanda
wcześniej nie zauwa\yła.
- Chcesz trochę? - zapytała cicho.
- A wystarczy dla dwojga?
- Tak. Zaraz zaparzÄ™ kawÄ™.
- Ja to zrobię. Kobiety zawsze robią za słabą. Jace zdjął kurtkę i fachowo
zabrał się do napełniania ekspresu. Amanda wło\yła chleb do opiekacza.
Zdjęła z ognia patelnię i, z trudem zachowując spokój, zaczęła nakładać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]