Archiwum
- Index
- Diana Hunter [Submission] Services Rendered [EC Taboo] (pdf)
- Diana Copland Grand Jete (pdf)
- Diana DeRicci Beach Bums 2 Swept Away
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- Diana Palmer Long Tall Texans 10 Emmett
- Diana Palmer Wakacje w Meksyku (Mystery Man)
- 0914. Palmer Diana W pogoni za szczęściem
- Diana Palmer Mystery Man
- Palmer Diana Dama i pastuch
- Diana Palmer Tajny agent
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ugryzło? Chłopiec westchnął zrezygnowany i apatycznie wygrzebał z torebki ostatniego
chipsa.
Film, który właśnie oglądał, został nagle przerwany i prezenter lokalnej stacji
telewizyjnej podał wiadomość z ostatniej chwili. Elliot zaczął słuchać go jednym uchem, po
chwili jednak zerwał się na równe nogi i pobiegł po ojca.
Quinn zamknął się w gabinecie i z roztargnieniem przeglądał księgi rachunkowe.
Kiedy Elliot bez pukania wpadł do środka, zirytowany uniósł głowę, gotowy zbesztać syna za
brak manier. Wystarczyło jednak, \e spojrzał na jego nienaturalnie bladą twarz i przera\one
oczy, i natychmiast pojął, \e stało się coś złego.
- Tato, chodz szybko! - zawołał chłopiec, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
Quinn pospiesznie wstał zza biurka i poszedł za synem, przekonany, \e coś złego
przytrafiło się Harry'emu. Chłopiec jednak nie zaprowadził go do kuchni, tylko zatrzymał się
przed telewizorem i kazał mu słuchać wiadomości. Przez chwilę wpatrywał się w ekran, na
którym pokazywano migawki z miejscowego lotniska.
- O co ci chodzi? - zapytał ostro, natychmiast jednak zamilkł i zaczął uwa\nie słuchać.
- ... według naszych danych samolot spadł około dziesięciu minut temu - mówił
pracownik lotniska. - Kierownictwo portu natychmiast wysłało w rejon katastrofy
śmigłowiec, który usiłuje ustalić pozycję wraku. Silny wiatr utrudnia akcję poszukiwawczą.
Samolot rozbił się w wysokich partiach gór, dostępnych niemal wyłącznie z powietrza .
- O czym on mówi? Jaki samolot? - zapytał obojętnie Quinn.
- Powtarzamy wiadomość z ostatniej chwili - pospieszył z odpowiedzią prezenter. -
Jak donoszą nasi reporterzy, w górach Grand Tetons rozbił się mały samolot pasa\erski, który
dziesięć minut wcześniej wystartował z lotniska w Jackson Hole. Jeden z naocznych
świadków katastrofy twierdzi, \e widział dym wydobywający się z kabiny pilota. Według
jego relacji samolot błyskawicznie opadł w dół i zniknął pomiędzy szczytami gór. Na liście
pasa\erów są nazwiska dwóch znanych biznesmenów z San Francisco oraz wokalistki
popularnej grupy rockowej Desperado, Mandy Callaway .
Fotel, na który opadł Quinn, a\ zakołysał się pod jego cię\arem. Jego twarz była tak
samo blada jak buzia przestraszonego Elliota. W głowie huczały mu własne słowa, które
podczas wczorajszej rozmowy telefonicznej powiedział Amandzie. Jak bezlitosne echo
wracały okrutne zdania, \e nie chce jej znać i nie \yczy sobie dalszych kontaktów. A teraz,
nagle, jacyś obcy ludzie w telewizji mówią, \e ona zginęła w katastrofie. Słuchając ich, czuł
się tak, jakby ktoś wydzierał mu z piersi serce.
Patrząc bezmyślnie w kolorowy ekran, pojął nagle, \e to, co czuje do Amandy, to nie
fascynacja, lecz bezgraniczna miłość. Olśnienie spadło na niego w chwili, gdy nie mógł ju\
cofnąć niepotrzebnych słów, nie mógł pobiec do Amandy i błagać, by wróciła z nim do domu,
który jest tak\e jej domem. Kiedy pomyślał o tym, \e jej piękne ciało le\y gdzieś pośród
dzikiej, białej pustki, z jego gardła wyrwał się zduszony szloch. Tylko on wiedział, \e mówił
jej te straszne rzeczy nie po to, by ją zranić. To miłość kazała mu mówić, \e nie chce jej znać.
Kochał ją, i dlatego nie chciał komplikować jej \ycia. Tyle \e ona ju\ nigdy nie pozna
prawdy. Umierała wierząc, \e nic go nie obchodzi i budzi w nim wyłącznie nienawiść.
- Tatusiu, to nie mo\e być prawda - jęknął Elliot. - Ktoś musiał się pomylić. Mo\e
poleciała innym samolotem? Przecie\ w piątek wystąpiła na koncercie i tak pięknie
śpiewała... - Głos mu się załamał, więc zamilkł, kryjąc twarz w dłoniach.
Quinn nie był w stanie dłu\ej tego znieść. Wstał i minąwszy bez słowa oniemiałego
Harry'ego, w samej koszuli wyszedł na podwórze. Był tak wzburzony, \e nawet nie poczuł
przenikliwego chłodu. Bezradnie spojrzał na stodołę, w której Amanda karmiła osierocone
cielęta, a potem na ciemny las, przez który gonił ją, gdy szła prosto w sidła zastawione przez
McNabera. Z bezsilności i bólu zacisnął dłonie w pięść, gotów wyć z \alu jak zraniony wilk.
Zamiast krzyku z jego ściśniętego gardła wyszedł ochrypły szept, którym w zapamiętaniu
powtarzał jej imię.
Otępiały z rozpaczy stracił poczucie czasu. Kiedy za jego plecami stanął Harry, nie
miał pojęcia, czy upłynęła godzina, czy pięć minut. Wyczuł jego obecność, ale nie miał
odwagi się odwrócić. Nie chciał, \eby stary wiedział, co się z nim dzieje.
- Przysłał mnie Elliot - rzekł Harry. - W telewizji mówią, \e ją znalezli, ale nie mogą
jej stamtąd wydostać.
- Więc ja ją stamtąd wydostanę - wycedził Quinn przez zaciśnięte zęby. - Nie zostawię
jej samej na tym zimnie - wykrztusił, walcząc ze wzruszeniem. - Wyciągnij z piwnicy moje
narty i buty - odezwał się po chwili pewnym, zdecydowanym głosem. - I kombinezon, wiesz,
ten z termoizolacją, w którym jezdziłem w pogotowiu. Zadzwonię do Terry'ego Meada, szefa
ratowników.
- Co chcesz zrobić? - zapytał spokojnie Harry.
- Poproszę go, \eby załatwił mi śmigłowiec i dobrego pilota.
- Dobrze, \e nie straciłeś kondycji. Szkoda tylko, \e musisz iść w góry z powodu
takiej tragedii - westchnÄ…Å‚ Harry.
Quinn zawrócił do domu.
Ignorując nerwowe pytania Elliota, chwycił za telefon i wybrał numer schroniska.
- Quinn! - zawołał Terry, nie kryjąc ulgi. - Bogu dzięki, \e dzwonisz. Nawet nie wiesz,
stary, jak mi tu ciebie potrzeba. W górach rozbił się samolot...
- Wiem! - rzucił krótko. - Znam tę piosenkarkę, która jest wśród pasa\erów. Przygotuj
mi mapę topograficzną terenu. Dasz radę zorganizować śmigłowiec? Będzie mi te\ potrzebny
zestaw do udzielania pierwszej pomocy i race.
- Ju\ się robi - odparł szybko Terry. - Obawiam się jednak, \e zestaw do udzielania
pierwszej pomocy nie będzie potrzebny. Przykro mi, bracie...
- Mimo to wrzuć go do plecaka, dobrze? - powiedział Quinn, pokonując bolesny
skurcz \ołądka. - Będę u was za niecałe pół godziny.
- Czekamy.
Kiedy Quinn zbierał się do wyjścia, Elliot z podziwem oglądał jego profesjonalny
kombinezon.
- Nigdy go nie wkładasz, kiedy jezdzimy razem na nartach - zauwa\ył.
- Nie muszę. Taki strój wkłada się tylko w ekstremalnych warunkach, kiedy wiadomo,
\e jazda będzie długa i wyczerpująca.
- Ale te narty długaśne! - zdumiał się chłopiec, obserwując, jak Quinn starannie je
smaruje.
- Muszą takie być. Ich długość jest dopasowana do mojego wzrostu. Skoczkowie mają
jeszcze dłu\sze deski.
- Skakałeś?
- Nigdy. Startowałem w biegu zjazdowym i slalomie gigancie.
- Wezmiesz mnie z sobą? - zagadnął Elliot bez większej nadziei na pozytywną
odpowiedz.
- Nie ma mowy! Wysokie góry to nie miejsce dla dzieciaka. Poza tym Bóg jeden raczy
wiedzieć, co znajdę na miejscu katastrofy.
- Tato? Ona nie zginęła, prawda?
Quinn wolał zignorować to pytanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]