Archiwum
- Index
- Lensman 10 Smith, E E 'Doc' & Dav
- Anne Moir Dav
- Eddings, Dav
- Jamie Lynn Miller Darkness Falls
- Meztelenul Raine Miller
- Asimov, Isaac The Gods Themselves
- Doctor Who and the Claws of Axo Terrance Dicks
- Historyczne Bitwy Cajamarca 1532, Andrzej TarczyśÂ„ski
- Schiller Fryderyk Intryga i miśÂ‚ośÂ›ć‡ pl
- Glen Cook Black Company 09 Water Sleeps
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głazów lub przeciskać się przez wąskie otwory.
Również tunele stawały się coraz mniejsze i ciemniejsze. Atrus co prawda nie miał
64
całkowitej pewności, lecz wydawało mu się, że już dawno zboczyli z drogi prowadzącej prosto do
D ni. Cudowna kamienno-metalowa droga, którą przedtem mieli pod stopami, znikła bez śladu.
Jednak mimo wszystko Atrus był w podniosłym nastroju.
D ni! Wkrótce znajdzie się w D ni! Wobec tego faktu nawet tępy ból stóp tracił
znaczenie.
Szli zaledwie przez godzinę, kiedy Gehn krzyknął do Atrusa, żeby zboczył
trochę na prawo. Tuż przed nimi część chodnika tunelu zapadła się, tworząc przepaść. Przeciskając
się wzdłuż jej krawędzi, ujrzał pod stopami dolinę, którą płynęła szeroka, ciemna rzeka. Atrus
wytężył słuch i wydało mu się, że słyszy jej odgłos.
Po pewnym czasie hałas, o którym Atrus zaczął sądzić, że znajduje się tylko w jego głowie, nasilił
się. Wreszcie, kiedy wyszli z tunelu na szeroką połać, której ściany nikły w oddali, ten sam odgłos
wypełnił powietrze i zdawało się, że wstrząsa skałami. Powietrze było wilgotne i chłodne, a w
świetle ich lamp tańczyły drobiny wodnego pyłu.
Atrus
przywarł plecami do ściany, a kiedy Gehn zapalił dużą lampę, chłopiec ujrzał zródło hałasu.
Woda
opadała litą płachtą z występu skalnego położonego dwieście stóp nad nimi, szybowała tysiąc stóp i
wpadała do potężnego stawu głęboko w dole. W świetle lampy woda wyglądała jak kryształ.
Gdy
Atrus
odwrócił się, zobaczył, jak Gehn chowa do wewnętrznej kieszeni notes. Potem ojciec wskazał drogę,
kierując światło lampy na szeroki stopień okalający grotę. Wszedł do mniejszej groty za
wodospadem i zatrzymał się. Zawołał
syna i oświetlił półkę skalną wypełnioną krystalicznie czystą wodą.
Atrus
nachylił się i krzyknął ze zdziwienia. W wodzie roiło się od długich, bezbarwnych ryb
przypominających robaki. Miały karbowane, przezroczyste skrzela i płetwy. Atrus patrzył, jak
prześlizgują się przez małą szczelinę w skale i wskakują do położonego w dole jeziorka z głośnym
chlupotem, który niósł się echem w małej przestrzeni.
- Co to było? spytał Atrus zaglądając ojcu w oczy.
-
Salamandry.
%7łyją tu razem ze świerszczami, pająkami, stonogami i rybami.
Są troglodytami, Atrusie. Nigdy nie opuszczają tych grot. Zauważyłeś, że są ślepe?
65
Gehn
odwrócił się i ruszył w dalszą drogę, a jego buty chrzęściły na odłamkach skalnych.
Przez
dłuższy czas schodzili w dół, po czym zaczęli się wspinać. Droga stała się lżejsza, aż tunel skręcił
nagle w lewo i połączył się z drugim, większym.
Kiedy Atrus do niego wszedł, aż krzyknął ze zdziwienia. To była droga D ni!
Doskonale cylindryczna, zarówno przed, jak i za nimi, niknęła w mroku skały.
Spoglądając w tył, w kierunku, z którego przyszli, zrozumiał, co musiało nastąpić. Z jakiegoś powodu
być może zapadliska prosta droga została zablokowana, toteż musieli pójść okrężną trasą.
Przypomniał sobie, jak ojciec studiował wykresy w notesie, i niepokój, jaki pojawił się w oczach
Gehna. Zastanawiał się, w jaki sposób ojciec znalazł te przejścia. Czyżby błądził w ciemnościach po
omacku, raz po raz wracając po swoich śladach, dopóki nie znalazł właściwej drogi?
-
Atrusie?
Odwrócił się i ujrzał, że Gehn oddalił się już pięćdziesiąt stóp w głąb tunelu.
-
Idę! zawołał i pokuśtykał za ojcem. Nie przestawał myśleć o tym, jak Gehn wiele lat temu wrócił
do D ni, jak borykał się tu w podziemnym mroku sam, zupełnie sam i poczuł głęboki podziw dla
odwagi, która go popychała.
Czy
jesteśmy blisko?
- Niedaleko odparł Gehn. Brama jest tuż przed nami.
To
nowina
wprawiła Atrusa w podniecenie. Niedaleko! Chwilami myślał, że już zawsze będą tak szli i nigdy nie
dotrą do celu. Teraz jednak prawie już tam byli.
Kraina, o której marzyła przez całe życie, leżała tuż przed nim, kraina cudów i tajemnic.
Atrus
przyspieszył kroku i dogonił ojca. Idąc ramię w ramię, zbliżyli się do końca tunelu. Wreszcie ją
zobaczył, na wprost przed sobą, po drugiej stronie marmurowego placu&
- Czy to jest brama? spytał bojazliwym szeptem.
- Tak jest odparł Gehn z dumnym uśmiechem. Wyznacza południową granicę królestwa D ni.
Wszystko, co leży za nią na przestrzeni stu mil, należy do D ni.
66
Atrus
spojrzał na ojca, zdziwiony, że mówi o D ni tak, jak gdyby wciąż istnieli.
Potem znowu popatrzył przed siebie, chłonąc widok olbrzymiej kamiennej bramy u wylotu tunelu.
Chociaż powierzchnia była gdzieniegdzie popękana i niektóre fragmenty poodpadały, brama nadal
prezentowała się wspaniale. Potężna kamienna bariera, która wypełniała całą przestrzeń groty, była
pokryta nieprzeliczoną ilością splatających się ze sobą kształtów ludzi, maszyn, zwierząt, kwiatów,
tarcz, twarzy i słów D ni, z których kilka rozpoznał a wszystko to wykute w czarnym granicie, który
połyskiwał w blasku lampy Gehna.
Przy bramie wydawali się mali jak nigdy dotąd. Podchodząc bliżej, Atrus poczuł dreszcz emocji. Bez
względu na to, co sobie roił, co sobie wyobrażał
słuchając opowieści Anny, rzeczywistość biła wszystko na głowę.
Wstąpiwszy pod łuk, podniósł wzrok, nie mogąc ukryć zachwytu dla jego konstrukcji. W jaki sposób
D ni wznieśli tak potężną budowlę? Jak pocięli bloki, jak je obrobili? Z własnego skąpego
doświadczenia znał trudności wiążące się z pracą w kamieniu, jednak dla D ni najwyrazniej one nie
istniały.
Tuż przed nim marmurowa posadzka się urywała, a dalej rozpościerała się jaskinia, znaczona
setkami, może tysiącami wejść do tuneli.
Powietrze nagle się ociepliło i stało się duszne. Gehn po raz kolejny zajrzał do notesu i ruszył w głąb
jaskini.
Wybrawszy jeden z większych tuneli, dał znak Atrusowi, żeby podążył za nim, po czym odwrócił się
i zniknął w środku. Tunel okazał się znacznie większy niż ten, którym szli dotąd. Odbiegały od niego
niezliczone odgałęzienia i małe groty, najwyrazniej sztucznie wydrążone.
Atrus
ruszył za ojcem rozglądając się na boki. Co chwila zauważał nowe rzeczy: wielkie koła i dzwigi,
fabryki i magazyny, olbrzymie hałdy odłamków skalnych i nie mniejsze doły, nad którymi wznosiły
się potężne żurawie oraz wiele innych rzeczy, z których większości nie rozpoznawał.
Wielkie maszyny stały bez ruchu, jak gdyby porzucono je zaledwie przed kilkoma godzinami, a ich
lakierowane powierzchnie lśniły ciemno w blasku lamp Gehna i Atrusa. Olbrzymie przysadziste
wieże wiertnicze spoczywały na platformach pneumatycznych obok ziejących wylotów szybów
wydrążonych u podnóża ścian jaskini.
67
Z wielkich szczelin wydobywała się para, która kiedyś zasilała przemysłową potęgę D ni. Tu i tam
stały opuszczone kamienne domy zgodnie ze stylem D ni pozbawione dachów a parawany z
cienkiego materiału, mające zapewniać prywatność, porwała w strzępy ta sama siła, która powaliła
kamienne wieże fabryk.
Na widok tego wszystkiego Atrus zastanawiał się, jakim cudem mógł nastąpić koniec. To było takie
potężne, takie nadzwyczajne.
Od czasu do czasu ich drogę przecinały inne, dzięki czemu pojął, że nie istniała jedna droga D ni, ale
nieprzeliczony labirynt chodników, wijących się w mrokach ziemi.
Gehn
zaczął się wspinać na ścianę tunelu i zagłębił się w szybie. Atrus dogonił
ojca, spojrzał w prawo i zobaczył, że w odległości około dwudziestu metrów przed nimi tunel się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]