Archiwum
- Index
- Jack McKinney RoboTech 14 Dark Powers
- Jack McKinney RoboTech 05 Force of Arms
- Jack McKinney RoboTech 01 Genesis
- Waverly Shannon Antalogia Noworoczna 01 WesośÂ‚ych śÂšwić…t, AniośÂ‚ku
- Ann Rule A Fever In The Heart
- Cienie 02 Helen R. Myers Czarownica
- dowcipy
- Aleksander Litwinienko Przestć™pcy z śÂ‚ubianki
- Krytyczne parametry wzmacniacza mocy
- Konstytucja Rzeczpospolitej Polskie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O co chodzi? Czy tam ktoS jest? Ju¿ trzy razy&
Spojrza³a na pas skórzanych spodni Avenela, za którym chowa³ za-
wsze nabity pistolet. Ujrza³a, ¿e rêka w rêkawicy drgnê³a, jakby mia³ ju¿
wydobyæ broñ; zatrzyma³a siê jednak. Avenel nosi³ równie¿ wielki, grox-
nie wygl¹daj¹cy nó¿ w cholewie prawego buta. Nie mia³ pojêcia, ¿e
Brienne wie o tych morderczych narzêdziach; wypatrzy³a je jednak pew-
nego razu, kiedy zbroi³ siê w stajennym boksie. Zdumia³a siê: po co mu
broñ podczas niewinnych przeja¿d¿ek po okolicy? Avenel robi³ to jed-
nak stale i Brienne przywyk³a ju¿ do widoku charakterystycznego wy-
brzuszenia.
Chyba nikogo tam nie ma. Odsun¹³ od siebie podejrzenia, jak to
ju¿ robi³ trzykrotnie. Zwyk³e odg³osy lasu.
USmiechn¹³ siê i znów siêgn¹³ rêk¹ do jej zawadiackiego kapelusi-
ka. Brienne zignorowa³a tê próbê rozSmieszenia i wróci³a do poprzed-
niego tematu.
Có¿, Cumberland ma pecha, ¿e jest Amerykaninem. Nie wmówisz
mi jednak, ¿e Rose czu³a siê dobrze w tym zakazanym kraju! Jest rodo-
wit¹ Angielk¹, tak samo jak ja, i z pewnoSci¹ by³a rada, ¿e stamt¹d wy-
je¿d¿a.
Maryland nie wygl¹da wcale tak, jak sobie wyobra¿asz. Pod wielo-
ma wzglêdami przypomina angielsk¹ wieS: s¹ tam równie starannie upra-
wiane pola i wiejskie dwory. Jest tam równie¿ miasto, nosz¹ce imiê lorda
Baltimore a, a w nim wiele piêknych prywatnych rezydencji i gmachów
publicznych. Tamtejsi stolarze artystyczni nie s¹ gorsi od Johna Linnena,
któremu Osterley zawdziêcza swe meble. Avenel uSmiechn¹³ siê z pew-
nym roztargnieniem i doda³: Pewnego piêknego dnia zabiorê ciê tam
i przekonasz siê sama, ¿e Stany Zjednoczone s¹ znacznie mniej barba-
rzyñskie ni¿ powiedzmy, walijskie dinbych, w którym wyros³aS.
Nigdy nie pojadê do Ameryki! Brienne w odruchu buntu puSci³a
Królewnê k³usem. Skoncentrowa³a siê na odpowiednim u³o¿eniu stóp
i r¹k, zmusi³a siê tak¿e, by nie zwracaæ uwagi na Avenela.
Ale do Tenby chêtnie byS wróci³a, prawda? Choæ zosta³o ju¿ z niego
rumowisko. Wola³abyS wróciæ do tych gruzów ni¿ zostaæ tu ze mn¹.
W g³osie k³usuj¹cego obok niej mê¿czyzny zabrzmia³a twarda nuta.
Tenby to bardzo mi³e miasteczko! Teraz wszyscy o nim zapomnie-
li, ale od¿yje na pewno, bêdzie znów ³adne! Czy to dziwne, ¿e chcê
wróciæ do domu? Zacisnê³a mocno wargi, ale zwolni³a biegu i przesz³a
173
w stêpa, by porozmawiaæ ze swym towarzyszem. Jak odkry³eS, ¿e
mieszka³am w Tenby? Chcia³am ciê o to zapytaæ od tamtej nocy po balu.
Nie mówi³am ci przecie¿, gdzie&
KtoS zebra³ dla mnie informacje. Odk¹d siê przekona³em, ¿e mó-
wisz po walijsku, by³o to bardzo proste: wystarczy³o popytaæ na stacjach
dyli¿ansów. Na szczêScie rzucasz siê ludziom w oczy i pozostajesz im
w pamiêci.
Avenel równie¿ zwolni³.
A ty? Ty tak¿e mówisz po walijsku. Jakim cudem?
Moja matka pochodzi³a z Walii.
Twoja matka? JakoS nie mogê w to uwierzyæ. Mog³abym przysi¹c,
¿e nigdy nie mia³eS matki!
Brienne patrzy³a prosto przed siebie, obserwuj¹c Orillona, który
nadal ich wyprzedza³, zapuszczaj¹c siê coraz g³êbiej w las.
Niezbyt d³ugo siê ni¹ cieszy³em, to prawda. Za³o¿ê siê, ¿e wygl¹-
dam na opuszczon¹ sierotkê!
Avenel rozeSmia³ siê. Wszystkie k¹Sliwe uwagi Brienne chybia³y
celu.
M³odo umar³a?&
Owszem.
Bardzo mi przykro. Brienne zamilk³a; po chwili rzuci³a mu nie-
co zaczepne spojrzenie. Mimo wszystko, brak macierzyñskiej opieki
nie usprawiedliwia wszystkich twoich wad, grubianinie! W ¿artobli-
wym nastroju mia³a znów ochotê pok³usowaæ& choæby po to, ¿eby j¹
goni³. Nim to jednak uczyni³a, obejrza³a siê na Avenela. Znowu siê za-
trzyma³. Tam nie ma nic ciekawego, Avenelu! Czego ty wypatrujesz?
spyta³a, nieco zaniepokojona jego zachowaniem. Zanim jednak zd¹¿y³a
zadaæ mu nastêpne pytanie, Avenel odpêdzi³ od siebie z³e przeczucia
i postanowi³ wykorzystaæ okazjê: zerwa³ znienacka kapelusik z loków
Brienne i pogalopowa³ ze sw¹ zdobycz¹. Ach, ty!& wrzasnê³a z fu-
ri¹ za oddalaj¹cym siê rabusiem.
Zmuszaj¹c Królewnê do têgiego k³usa, zapêdzi³a siê za Avenelem
w leSn¹ gêstwinê. Orillon zawróci³ i bieg³ teraz razem z Pró¿niakiem,
który porusza³ siê szybko i sprawnie. Gdy Brienne zrówna³a siê wresz-
cie z Avenelem, pomacha³ jej przed nosem kapeluszem, prowokuj¹c j¹
wyraxnie do tego, by próbowa³a odzyskaæ sw¹ w³asnoSæ. Kiedy jednak
odwróci³a siê z najwy¿sz¹ pogard¹ dla jego bezczelnych machinacji, ro-
zeSmia³ siê tylko i popêdzi³ konia.
ZapuScili siê bardzo daleko od Osterley Park. Brienne nie zna³a tej
czêSci lasu. Niebo zaczê³o siê chmurzyæ i wkrótce cienie padaj¹ce od
174
iglaków sta³y siê smoliScie czarne. Zrobi³o siê tak ch³odno, ¿e amazonka
z ser¿y nie chroni³a Brienne dostatecznie przed zimnem.
Twoje dzieciêce psikusy ogromnie nas ubawi³y odezwa³a siê
Brienne, zatrzymuj¹c Królewnê na niewielkiej polanie. & Ale chyba
ju¿ pora wracaæ! Zaraz zapadnie noc, a ja nie mam zielonego pojêcia,
jak trafiæ do Osterley.
Rozejrza³a siê po polance, odgarniaj¹c z oczu ciemne, rozwichrzo-
ne loki.
Avenel podjecha³ do niej.
Masz racjê! W dodatku zrobi³o siê zimno. Jest tu stary domek
mySliwski. Trafiê do niego, to bardzo blisko. Chyba by³oby rozs¹dniej
zatrzymaæ siê tam& i jakoS ogrzaæ.
W jego oczach dostrzeg³a srebrny b³ysk, gdy zatrzyma³ siê u jej
boku. Postanowi³a zignorowaæ jego nieprzystojn¹ propozycjê. Spojrza-
³a w drug¹ stronê i mruknê³a coS o ludziach, którym brak wychowania.
Jak daleko st¹d do Osterley Park, Avenelu? Nie jestem pewna&
Odwróci³a siê znów i oniemia³a na widok jego twarzy. Orillon wark-
n¹³ groxnie; Brienne popatrzy³a na psa: sierSæ na jego karku i grzbiecie
zje¿y³a siê.
Co siê dzieje? spyta³a z rosn¹cym niepokojem. Znów spojrza³a
na Avenela. Wszystkie miêSnie w jego ciele napiê³y siê, ramiona unio-
s³y. Gotowa³ siê do walki.
Uciekaj! rzuci³ jej pospiesznie, wyci¹gaj¹c pistolet zza pasa.
Co takiego?
Uciekaj! To twoja szansa! Uciekaj st¹d, powiadam! Zwracam ci
wolnoSæ!
Jego wzrok pobieg³ ku ciemnej kêpie iglaków ko³o polanki; tworzy-
³y idealn¹ kryjówkê. Wpatrywa³ siê w nie z napiêciem, mru¿¹c oczy.
Avenelu, ja przecie¿ nie mogê&
Us³ysza³a nag³y huk: ktoS wystrzeli³ z zaroSli, którym Avenel tak siê
przygl¹da³. Przera¿one konie stanê³y dêba; minê³o dobrych kilka chwil,
nim uda³o siê je opanowaæ. Zanim Brienne sk³oni³a Królewnê do opad-
niêcia na wszystkie cztery nogi, Avenel chwyci³ tak¿e i jej cugle i zmusi³
oba wierzchowce do biegu byle dalej od polany. Znalexli w koñcu
prowizoryczne schronienie wSród ostrokrzewów. I wówczas Brienne
spostrzeg³a, ¿e twarz Avenela jest blada jak p³Ã³tno. Niebawem pojê³a,
co by³o tego przyczyn¹. Strugi jaskrawoczerwonej krwi sp³ywa³y na koñ-
ski bok, a stamt¹d na leSne poszycie.
O Bo¿e! Avenelu, jesteS ranny! szepnê³a Brienne, podje¿d¿aj¹c
do niego jak najbli¿ej.
175
[ Pobierz całość w formacie PDF ]