Archiwum
- Index
- 02 opengl 3.2 szablon aplikacji OpenGL
- Brooks, Terry Word 02 A Knight of the Word
- John DeChancie Castle 02 Castle for Rent
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 02 The Ring
- Celmer Michelle Królewskie zwišzki 02 Ksišżę i sekretarka (Goršcy Romans 893)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- Johanna Lindsey Viking Family Tree 02 Hearts Aflame
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- Ellis_Lucy_Tydzien_w_Nowym_Jorku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobiet. Była to część gry, tak samo rutynowa jak podrywanie,
które z biegiem czasu stało się jego drugą naturą. Zwykle
odczuwał ulgę, gdy wszystko już zostało jasno powiedziane.
Ale Beth nie była jedną z tych kobiet, z którymi miał
dotychczas do czynienia. One od pierwszej chwili znały regu-
ły gry i akceptowały je. Prawdę mówiąc, kierowały się też
własnymi regułami, określającymi poziom zaangażowania
uczuciowego, na jakie miały w danym momencie chęć.
Z Beth sprawy wyglądały inaczej. Choć pozowała na
obojętną, a nawet nonszalancką, w rzeczywistości, o czym
zdążył się przekonać, była tak krucha i delikatna, że wydawało
się, iż pod byle mocniejszym dotknięciem rozpadnie się na
kawałeczki. Wystarczyło posłuchać jej głosu, spojrzeć w oczy,
by zorientować się, jak bardzo jest bezbronna i wrażliwa.
Po raz pierwszy od dawna Mack nie czuł dumny z siebie i ze
swojej otwartości. Uważał ją teraz za wykręt, za sposób na
uwolnienie się od poczucia winy, że robi wyłącznie to, na co
ma ochotę. Zdawał sobie sprawę, że gdyby ciotka dowiedziała
się o wszystkim, miałaby wiele do powiedzenia na temat tego,
jak potraktował Beth. On sam zresztą miał o to do siebie
pretensjÄ™.
Oczywiście on i Beth byli dorośli, świadomi swoich czynów.
Ona chciała, żeby stało się to, co się stało, tak jak i on. Tyle
że, jak się zorientował, dla niej ta noc wiele znaczyła. Do
diabła, dla niego też, ale nie zamierzał się przyznać ani pod-
trzymywać tej znajomości. Na pierwszy sygnał ostrzegawczy,
że może się zaangażować uczuciowo, z zasady robił w tył
zwrot i nie oglądał się za siebie.
Dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mu, że gdyby
miał choć trochę oleju w głowie, zacząłby omijać szpital
szerokim łukiem. Nie może zaprzestać wizyt u Tony'ego, lecz
może unikać spotkań z Beth. Znał już na tyle jej rozkład zajęć,
że powinno mu się to udać. Koniec z wpadaniem do jej
gabinetu tylko po to, by rzucić na nią okiem. Koniec z kola-
cjami poza szpitalem. Nie miał wątpliwości, że właściwie
odczytała jego zachowanie tego ranka, ale trzeba je poprzeć
dalszym konsekwentnym postępowaniem.
Jeśli więc będzie się trzymał swego sprawdzonego schematu
działania... W tym momencie uświadomił sobie z przykrością,
że będzie się czuł jeszcze gorzej niż w tej chwili. Zaczął się
obawiać, że tym razem nie postępuje roztropnie.
Kiedy zadzwonił telefon, w pierwszej chwili nie zareagował.
Beth wyjechała z domu pózniej niż zwykle, a więc być może
dzwonili ze szpitala. Może to coś pilnego, przynajmniej powie
im, że Beth jest już w drodze. Czy jednak nie zaczną się
plotki, jeśli w słuchawce rozlegnie się męski głos? Jak ona by
zareagowała, dowiedziawszy się, że odebrał telefon?
Telefon nie przestawał dzwonić, więc wreszcie sięgnął po
słuchawkę.
- Halo, tu mieszkanie doktor Browning - odezwał się.
Odpowiedziała cisza.
- Słucham - powtórzył.
- Kim pan, u diabła, jest i dlaczego odbiera pan telefon Beth?
- usłyszał władczy męski głos, którego właściciel nie ukrywał
wrogości.
To pytanie mogło prowadzić na ścieżkę, na którą nie za-
mierzał wchodzić, zwłaszcza że rozmówca nie był uprzejmy
się przedstawić.
- Jestem znajomym doktor Browning - zaczął ostrożnie. -
Właśnie pojechała do szpitala. Czy mam jej coś przekazać?
Znowu odpowiedziała cisza.
- Słucham? - powtórzył.
- Nie. Porozmawiam z nią, gdy wróci - powiedział w końcu
mężczyzna. - Zamierzam ją powiadomić, że z panem
rozmawiałem.
Mack mimo woli uśmiechnął się, słysząc ostrzeżenie.
- Jak pan uważa - rzekł i odłożył słuchawkę.
Nie bardzo wiedział, czy ta pogróżka powinna go rozbawić,
czy raczej zaniepokoić. Wkrótce jednak się dowie. Jego
postanowienie, by unikać Beth, rozwiało się w momencie, gdy
w głosie mężczyzny zabrzmiał zaborczy ton. Jeśli inny
mężczyzna ma prawo uważać Beth za swoją, to co, u diabła,
robiła tej nocy w jego ramionach?! Poczuł ukłucie zazdrości.
A że zdarzyło mu się to po raz pierwszy w życiu, nie zamie-
rzał go zlekceważyć.
Przez pierwsze dwie godziny w szpitalu Beth biegała od
jednego ciężkiego przypadku do drugiego. Zaczynała się za-
stanawiać, czy w ogóle znajdzie choć chwilę na tak ważne dla
niej badania w laboratorium. Miała ponadto pewne kłopoty z
koncentracją, co dotychczas jej się nie zdarzało. Gdy w grę
wchodzili pacjenci, inne sprawy odsuwały się na dalszy plan.
Dziś jednak wyraznie przeszkadzało jej wspomnienie upojnej
nocy i rozmowy przy stole.
O wpół do dwunastej miała dość tej szarpaniny. Potrzebowała
chwili przerwy. A także kofeiny. Kofeiny i czekolady. Być
może nawet dużo czekolady.
W bufecie wzięła kawę i sporą porcję słodyczy, znalazła stolik
w zacisznym miejscu, rozłożyła smakołyki na blacie i zaczęła
się zastanawiać, od którego batonika zacząć. Może od milky
way, a może od snikersa albo jeszcze lepiej od marsa?
- Jak widzę radykalnie zmieniłaś dietę - zauważył Jason,
siadajÄ…c naprzeciwko.
- Pilnuj swojego nosa - burknęła.
- Miałaś ciężkie przedpołudnie? A może ciężką noc? -
Radiolog z trudem tłumił śmiech.
Patrzyła na niego, usiłując zgadnąć, co też on wie albo sądzi,
że wie.
- Jeśli masz coś konkretnego na myśli, to powiedz wprost. -
Obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem. - Nie jestem w
nastroju do żartów.
- To widać - przyznał i uśmiechnął się szeroko. - Czekolada,
zwłaszcza przed lunchem, mówi sama za siebie. Takie napady
nie zdarzają ci się na ogół przed czwartą, po obchodzie. -
Wskazał na rozłożone słodycze. - Tym razem chyba lekko
przesadziłaś.
Beth nie czuła się rozbawiona.
- Przyszedłeś, żeby mi podokuczać, czy też masz jakiś inny
zamiar? - spytała.
- A może być i jedno, i drugie? - Popatrzył na nią z miną
niewiniÄ…tka.
- Nie, jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć - zagroziła. Otworzyła
kolejny batonik i łapczywie go ugryzła.
Jason jednak wcale się nie zniechęcił jej odpowiedzią.
Wyglądał na jeszcze bardziej rozbawionego.
- Dzwoniłem do ciebie do domu - powiedział. - Martwiłem
się, bo nie przyszłaś punktualnie, a to się pani doktor Beth
Browning nie zdarza. Nigdy jeszcze nie opuściła ważnego
spotkania.
- Jakiego spotkania?! - przeraziła się.
- Peyton zwołał nas, żeby porozmawiać o Tonym - wyjaśnił
radiolog. - Chciał omówić parę spraw z całym zespołem przed
dzisiejszą transfuzją. Nie wiedziałaś?
- Do diabła! - zawołała Beth. - Oczywiście, że wiedziałam,
tylko zupełnie mi to wyleciało z głowy. Wściekał się?
- Właściwie chyba raczej odczuł ulgę. Był to bowiem znak
dla nas wszystkich, że ty również jesteś tylko człowiekiem.
Beth ukryła twarz w dłoniach.
- Co się ze mną dzieje?! Jak mogłam zapomnieć o takim
zebraniu? - martwiła się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]