Archiwum
- Index
- 02 opengl 3.2 szablon aplikacji OpenGL
- Brooks, Terry Word 02 A Knight of the Word
- John DeChancie Castle 02 Castle for Rent
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 02 The Ring
- Celmer Michelle Królewskie zwišzki 02 Ksišżę i sekretarka (Goršcy Romans 893)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
- 115. Sherryl Woods Bogaci kawalerowie 02 Randka z przeznaczeniem
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- Johanna Lindsey Viking Family Tree 02 Hearts Aflame
- Dunlop Barbara Nienasyceni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postąpiłam kolejne dwa kroki w atramentową ciemność i przystanęłam, jakbym wyrżnęła w
mur. Zciana była wilgotna, w powietrzu, jak w większości piwnic, unosił się silny fetor, ale
pod tą kwaśną, zatęchłą wonią czuć było inną, mdlącą, słodkawą. Taką właśnie woń mają
zmarli. Poczułam ją już u szczytu schodów. Mogłam się założyć, że im dalej w głąb, tym
smród stanie się silniejszy. Moja babka była kapłanką voodoo. Jej Humfo nie śmierdziały jak
trupy. Granica między dobrem a złem nie była w voodoo wytyczona tak wyraznie jak w religii
wicca, w chrześcijaństwie czy w satanizmie, ale na pewno istniała. Dominga Salvador stała
po przeciwnej stronie barykady. Wiedziałam o tym, odkąd tu przyszłam. A mimo to wciąż się
denerwowałam. Babcia Flores powiedziała, że jestem nekromantką. To coś więcej, niż być
kapłanką voodoo i zarazem coś mniej. Odczuwałam więz ze zmarłymi, wszystkimi bez
wyjątku. Trudno być kapłanką voodoo, nekromantką i nie być równocześnie złą. To nazbyt
kuszące - rzekła babcia. Namawiała mnie do zagłębienia się w religię chrześcijańską.
Zachęcała mego ojca, aby odciął mnie od rodziny z jej strony. Czyniła to, bo mnie kochała i
obawiała się o moją duszę.
I oto byłam tu, schodząc w otchłań pokuszenia. Co by na to powiedziała babcia Flores?
Zapewne - Idz do domu . To byłaby dobra rada. Ucisk w żołądku podpowiadał mi to samo.
Zapaliło się światło. Zamrugałam powiekami. Jedna goła żarówka wisząca nad schodami
wydawała się jasna jak gwiazda. Dominga i Manny stali pod żarówką, spoglądając na mnie.
Zwiatło. Dlaczego od razu poczułam się lepiej? Głupie, ale prawdziwe. Enzo zamknął za
nami drzwi. Cienie były gęste, ale w głębi wąskiego korytarza z sufitu zwieszały się kolejne
żarówki. Dotarłam nieomal do podnóża schodów. Ta słodko-kwaśna woń przybrała na sile.
Starałam się oddychać ustami, ale bez powodzenia. Fetor gnijącego ciała zdawał się
przywierać do mego języka i zatykać gardło.
41
Dominga poprowadziła nas w głąb wąskiego korytarza. Na ścianach widniały ciemne,
rozległe płaty. Wyglądało tak, jakby coś tu zamurowano - zapewne drzwi. Cement
zamalowano farbą, ale drzwi i tak były widoczne. Znajdowały się w regularnych odstępach
po obu stronach korytarza. Dlaczego je zamurowano? Dlaczego zostały zamalowane? Co
się za nimi znajdowało?
Poskrobałam palcami po szorstkim cemencie. Powierzchnia była chropowata i chłodna.
Farba nie mogła być stara. Powinna odpadać płatami w tej wilgoci. Ale tak nie było. Co
ukryto za tymi zamurowanymi drzwiami? Zaczęła mnie swędzieć skóra między łopatkami.
Zwalczyłam w sobie chęć, aby spojrzeć na Enza. Mogłam się założyć, że świetnie się bawił.
I mogłam się założyć, że zarobienie kulki było obecnie najmniejszym z moich problemów.
Powietrze było wilgotne i chłodne. Jak to w piwnicy. Było tu troje drzwi, dwoje po prawej i
jedne po lewej. Wyglądały całkiem zwyczajnie. Na jednych wisiała lśniąca, nowa kłódka.
Gdy je mijaliśmy, usłyszałam, że drzwi zaskrzypiały, jakby oparło się o nie coś wielkiego.
Przystanęłam. Co tam jest?
Enzo zatrzymał się równocześnie ze mną. Dominga i Manny zniknęli za załomem korytarza.
Zostaliśmy sami. Dotknęłam drzwi. Drewno zaskrzypiało, zgrzytnęły zawiasy. Jakby o drzwi
zaczął ocierać się ogromny kot. Spod drzwi wypłynął silny fetor. Poczuwszy go, zakasłałam i
cofnęłam się o dwa kroki. Smród zdawał się przywierać do języka i dławić w gardle.
Przełknęłam gwałtownie ślinę, starając się usunąć nieprzyjemny smak z ust. Coś, co było za
drzwiami, zaskomlało żałośnie. Nie potrafiłam stwierdzić, czy był to ludzki, czy zwierzęcy
głos. To coś, czymkolwiek było, wydawało się większe od człowieka. I było martwe. Co do
tego nie miałam wątpliwości. Zakryłam lewą dłonią usta i nos. Prawą miałam wolną, tak na
wszelki wypadek. Na wypadek, gdyby stwór sforsował drzwi i wydostał się na korytarz. Kule
przeciwko żywemu trupowi. Wiedziałam co nieco na ten temat, ale mimo wszystko broń
dodawała mi otuchy. Bądz co bądz, zawsze mogłam zastrzelić Enza. Ale coś mi mówiło, że
w razie gdyby ten stwór wydostał się na wolność, Enzo znalazłby się w takim samym
niebezpieczeństwie jak ja.
- Musimy już iść - powiedział.
Nie potrafiłam odgadnąć wyrazu jego twarzy. Równie dobrze mogliśmy iść teraz na zakupy.
Wydawał się pozbawiony wszelkich uczuć i nienawidziłam go za to. Skoro ja jestem
przerażona, to chciałabym, żeby wszyscy inni odczuwali to samo. Zerknęłam na rzekomo
otwarte drzwi po mojej lewej stronie. Musiałam wiedzieć. Otworzyłam je. Pokój miał rozmiary
więziennej celi, dwa czterdzieści na metr dwadzieścia. Betonowa podłoga i bielone ściany.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]