Archiwum
- Index
- Giovanni Guareschi [Don Camillo 01] The Little World of Don Camillo (pdf)
- Christine Young [Highland 01] Highland Honor (pdf)
- Angela Verdenius [Heart & Soul 16] Soul of a Guardian (pdf)
- Chalker Jack L W Świecie Studni 5 Zmierzch przy Studni Dusz (pdf)
- Dahlia Rose, Brenda Steele, Regina Paul, Dorian Wallace Mating Season (anth.) (pdf)
- Cooper McKenzie [Menage Amour 161 Club Esotera 03] Minding Mistress (pdf)
- Dena Garson [Emerald Isle Fantasies 03] Ghostly Persuasion [EC Twilight] (pdf)
- 33 1 3 087 Serge Gainsbourg's Histoire de Melody Nelson Darran Anderson (pdf)
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 07] Arena of Antares (pdf)
- Jack L. Chalker Watchers at the Well 03 Gods at the Well of Souls
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niemożliwe, aby w ogóle kiedykolwiek upieczono tak smaczną gęś. Jej delikatne mięso, jej
wielkość i taniość były przedmiotem ogólnego podziwu. Z dodatkiem kompotu jabłecznego i
przysmażonych kartofli stanowiła ona świetne danie dla całej rodziny. Gdy pani Cratchit
zauważyła jedną małą kosteczkę pozostawioną na półmisku, oświadczyła, że przecież nie
30
wszystko zostało spożyte! A każdy z biesiadników jadł, ile chciał! Najlepszym tego dowodem
byli malcy, policzki ich bowiem świeciły się od tłuszczu.
Teraz Belinda zmieniała talerze, a pani Cratchit poszła przynieść smakowity deser.
Nie mogła tego zrobić przy świadkach, gdyż zanadto była przejęta i niespokojna.
A nuż budyń się nie udał? Wyobrazmy sobie, że przy wyjmowaniu z piecyka rozpadł się w
kawałki! Lub że złodziej wśliznął się do kuchni i ukradł, podczas gdy raczono się gęsią! Na tę
myśl dwoje małych Cratchitów pobladło z przerażenia. W ogóle dopuszczano przez chwilę
wszelkie możliwe okropności...
Halo chmura pary! Budyń wyjęty z naczynia...
Co za przyjemny zapach bije z serwety, w którą go zawinięto. Mieszanina apetycznych woni.
Przypominają one trochę kuchnię, trochę piekarnię, a odrobinę pralnię. Takie aromaty wydawał z
siebie ów budyń.
Wreszcie do pokoju weszła pani Cratchit, wzruszona, ale dumna i uśmiechnięta, niosąc przed
sobą budyń, wyrośnięty i duży, oświetlony płomykami zapalonego rumu, ze świąteczną gałązką
świerku, wetkniętą w sam środek.
O, nadzwyczajny, cudowny budyń!
Bob Cratchit spokojnym głosem oświadczył, że uważa go za największe arcydzieło kucharskie
pani Cratchit od czasu, kiedy są małżeństwem. Pani Cratchit odpowiedziała na to, że teraz, kiedy
ciężar spadł z jej serca, przyznaje, że była bardzo niespokojna, ponieważ zdawało się jej, że
wzięła za dużo mąki.
Każdy miał coś do powiedzenia, ale nikt nie ośmielił się zauważyć, że był to jednak za mały
budyń dla tak licznej rodziny. Byłoby to bluznierstwem. Każdy członek rodziny wstydziłby się,
gdyby mu coś podobnego choćby przyszło do głowy.
Wreszcie skończyli ucztę, posprzątano ze stołu i dorzucono węgla do ognia na kominku.
Podsycone płomienie zajaśniały weselej niż przedtem.
Teraz skosztowano przygotowanego przez Boba grogu i okazało się, że też jest znakomity.
Na koniec ustawiono na stole jabłka i pomarańcze, a w ogień rzucono kilka garści kasztanów.
Następnie rodzina Cratchitów zasiadła przed kominkiem jak wyraził się Bob Cratchit kołem,
chociaż było to właściwie półkole: Bob pośrodku, a obok niego cały zapas szklanek.
Naczynia te, napełnione gorącym grogiem, wyglądały tak, jak gdyby to były złote puchary.
Bob rozlewał napój z promieniejącym wzrokiem, podczas gdy w ogniu podskakiwały i strzelały
kasztany. Potem wzniósł toast:
Daj nam Boże, moi drodzy, spędzić szczęśliwie święta! Niech nas Bóg błogosławi!
Cała rodzina powtórzyła toast.
Niech Bóg błogosławi nas wszystkich i każdego z osobna! - rzekł jako ostatni Tiny Tim.
Siedział tuż obok ojca; na małym krzesełku. Bob trzymał jego małą rączkę w swojej dłoni,
chcąc okazać dziecku swoją szczególną dla niego miłość.
Duchu odezwał się Scrooge ze współczuciem, którego nigdy dotychczas nie doznawał
powiedz mi, czy Tiny Tim będzie żyć?
Widzę próżne krzesło przy kominku odparł duch i starannie przechowywane kule bez
właściciela. Jeżeli przyszłość nie zmieni tego, dziecko umrze.
Nie, nie! - zawołał Scrooge. O, dobry duchu, powiedz, że ono będzie żyło...
Jeżeli przyszłość nie zmieni tego obrazu powtórzył duch to żaden z moich następców nie
zastanie tutaj tego dziecka. O co ci chodzi? Skoro musi umrzeć, to lepiej, żeby umarło zaraz i
zmniejszyło przez to nadmiar ludności.
Scrooge, słysząc swoje wcześniejsze słowa powtórzone przez ducha, pochylił głowę, przejęty
skruchą i żalem.
31
Człowieku rzekł duch jeśli masz serce a nie kamień, to nigdy nie wypowiadaj tak
ohydnych słów, dopóki nie zrozumiesz, czym jest nadmiar ludności i gdzie on się znajduje. Czy
ty masz prawo rozstrzygać, którzy ludzie mają żyć, a którzy umrzeć? Być może, iż ty w oczach
Stwórcy jesteś o wiele mniej wart życia, niż miliony istot podobnych do tego dziecka, biednego
człowieka.
Scrooge wysłuchał upomnień ducha w pokorze i spuścił oczy. Naraz usłyszał wymówione
swoje nazwisko.
Niech żyje pan Scrooge! przemówił Bob. Wypijmy jego zdrowie, gdyż jest on naszym
chlebodawcą i jemu zawdzięczamy naszą ucztę!
Jemu zawdzięczamy? zawołała pani Cratchit z oburzeniem. Pragnęłabym bardzo, żeby
tu się zjawił. Wyprawiłabym mu ucztę po swojemu. Tak jest. Wypowiedziałabym mu w oczy
wszystko, co o nim myślę, a spodziewam się, że nie przypadłoby mu to do smaku!
Droga żono, mówisz to przy dzieciach upomniał ją łagodnie Bob. Dzisiaj przecież mamy
święto Bożego Narodzenia!
Istotnie, tylko w tak wielkie święto można wznosić toast za zdrowie tak podłego skąpca,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]